Przejdź do treści
  • kwiecień 2024
    PonWtoŚroCzwPiąSobNie
    12345678910111213141516171819202122232425262728293012345
  • Kliknij aby przejść do informacji o CAM w Języku łatwym do Czytania
  • Kliknij aby przejść do podstrony z materiałami video
  • Kliknij aby przejść do kanału na facebooku
  • Kliknij aby przejść do naszego kanału na Instagramie
  • Kliknij aby przejść do naszego kanału na YT

NAJBARDZIEJ LUBIĘ, GDY PRZYCHODZI NA HERBATĘ

Mediateka

Zdjęcie przedstawia dwie osoby w przestrzeni muzealnej.

Najbardziej lubię, gdy przychodzi na herbatę

Najbardziej lubię, gdy przychodzi na herbatę.

Vukmir ma 21 lat, a pani Irena – 83.  On jest wolontariuszem, a ona jego podopieczną. Najbardziej lubią pić razem herbatę i rozmawiać. Od wielu miesięcy regularnie spotykają się dzięki projektowi „Miasto z sercem – wsparcie i aktywizacja seniorów”, realizowanemu przez Centrum Aktywności Międzypokoleniowej „Nowolipie”.

Pani Irena o wolontariacie międzypokoleniowym dowiedziała się z ulotki, znalezionej w skrzynce pocztowej.

– Napisano, że moja spółdzielnia mieszkaniowa jest zaangażowana w rekrutację chętnych do projektu. Był tam numer telefonu, więc zadzwoniłam i umówiłam się na spotkanie z osobą odpowiedzialną za wolontariat dla seniorów – opowiada.

Podczas spotkania z koordynatorką projektu, która przyszła do domu pani Ireny, seniorka dowiedziała się, jak działa taki wolontariat, na co może liczyć, a na co nie, co należy do obowiązków wolontariusza, a co do jej powinności. Poznała też młodego studenta, który miał jej pomagać.

Jaka ta nasza młodzież jest świetna

–  Po rozmowie z Vukmirem zgodziłam się na współpracę. A co ważniejsze, on też bardzo chętnie do niej przystąpił – żartuje pani Irena. Potem poważnieje. – Taka relacja wolontariusz-senior zaczyna się od poznawania od początku zupełnie obcego człowieka. Potem wpuszcza się go często w rejon prywatny. Z Vukmirem tak się dobraliśmy, że szybko nawiązaliśmy więź. Opowiedzieliśmy sobie o swoim życiu rodzinnym, pochodzeniu i stopniowo stawaliśmy się sobie coraz bliżsi.

Pani Irena ma córkę i nastoletniego wnuka. Córka pyta często, czy mama czegoś nie potrzebuje, ale pani Irena nie ma sumienia jej prosić o pomoc.

– Widzę, jaka ona jest zapracowana, zajęta swoim życiem. Gdy ją obserwuję, to  naprawdę wolę,  żeby odpoczęła godzinę, zamiast mi pomagać. Młodzi mają teraz trudno. Czy moje życie było lżejsze? Nie, ale może też to mnie zahartowało.

Pani Irena mówi wprost, że czasem czuła się samotna.

– Brakowało mi osoby do rozmowy, do spacerów. Nie jestem bardzo sprawna, bo już słabo chodzę, ale stwierdziłam, że taki młody wolontariusz może mi po prostu pomóc. I to był strzał w dziesiątkę. Szczególnie, że ja mam bardzo dobre zdanie o młodych ludziach. Jestem emerytowaną nauczycielką i może stąd tak lubię otaczać się młodymi.  To, co mnie najlepszego spotykało i spotyka w życiu, to właśnie ze strony młodych ludzi, a nie od rówieśników. To młodzi ludzie najczęściej wychodzą z propozycjami pomocy, czasem mnie to nawet krępuje. I zawsze myślę sobie wtedy: „Jaka ta nasza młodzież jest świetna”.  Tyle się słyszy złych opinii o współczesnej młodzieży, a ja uważam, że wręcz przeciwnie: młodzi są inteligentni, empatyczni, współczujący – przekonuje pani Irena.

 

Najpierw do lekarza, potem na herbatkę i do kina

Spotkania z Vukmirem zaczęły się od wspólnych wypraw do lekarza.

– Wtedy miałam jeszcze większe problemy z chodzeniem. Teraz to się zmieniło: nie muszę się już opierać o kogoś, wystarczy mi laska. Ale na początku potrzebowałam wizyt u neurologa i Vukmir mi towarzyszył. Nigdy nie odmówił i był bardzo cierpliwy. Podczas tych naszych wypraw do  lekarza dużo rozmawialiśmy. Okazało się, że jest bardzo troskliwy, opiekuńczy, a przede wszystkim niezwykle odpowiedzialny i obowiązkowy. I to mi się w nim spodobało. Że jest godny zaufania. Pomagał mi też bardzo w sprawach urzędowych, przynosił formularze, wypełniał wnioski, zawoził. Ale najbardziej lubię, jak przychodzi napić się ze mną herbaty. Mnie te nasze herbatki pocieszają, bo mam taką odskocznię od samotności. Tylko czasem trochę się krępuję, bo Vukmir ma dużo zajęć na studiach – dlatego nie angażuję go w sprawy, w których mogę poradzić sobie sama.

Vukmir Dawtian jest studentem III roku Profilaktyki społecznej i resocjalizacji na Uniwersytecie Warszawskim. O inicjatywie Centrum Aktywności Międzypokoleniowej „Nowolipie” dowiedział się z newslettera Uniwersyteckiego Centrum Wolontariatu.

– Ponieważ od dawna myślałem o pracy z seniorami, postanowiłem spróbować. Szybko przeszedłem proces rekrutacyjny i trafiłem do pani Ireny, z którą spotykam się od kilku miesięcy. To dla mnie bardzo pozytywne doświadczenie.  Mimo różnicy wieku świetnie się dogadujemy.  Otworzyliśmy się na siebie – mówi wolontariusz.

Z powodu problemów z chodzeniem pani Irena wycofała się z wielu aktywności społecznych. Teraz to się zmieniło.

– Podczas jednej z naszych rozmów wspomniała, że po raz ostatni była w kinie w ubiegłym wieku. Zachęciłem ją więc, żebyśmy wybrali się na jakiś dobry film. I poszliśmy. Organizatorzy wolontariatu załatwili nam później wejściówki do Muranowa, więc nie będziemy musieli następnym razem płacić za bilety – opowiada Vukmir Dawtian.

Będziemy w kontakcie tak długo, jak będzie to możliwe

Pani Irena zaczęła wychodzić. I nawet jeśli ta aktywność jest ograniczona wiekiem i możliwościami fizycznymi, to liczy się, że jest.

Vukmir Dawtian podkreśla jednak, że ich relacje opierają się w dużej mierze na rozmowach.

– Pani Irena ma dużo ciekawych rzeczy do powiedzenia, dzieli się wspaniałymi historiami. A ja bardzo chętnie ich słucham. Mieszkam po sąsiedzku, w trzy minuty mogę u niej być. Odwiedzam ją więc nie tylko po to, żeby w czymś pomóc, ale też przychodzę po prostu na herbatę. Siedzimy sobie wtedy godzinę, dwie i rozmawiamy. Myślę, że i jej, i mnie to bardzo dużo daje – mówi wolontariusz.

Vukmir Dawtian mieszka w Warszawie, ale jego babcia została w Lublinie.

– Brakuje mi kontaktu z nią na co dzień, a dzięki spotkaniom z panią Ireną lepiej sobie z tym radzę – podkreśla.

W umowie wolontariackiej jest zapis o minimum ośmiu godzinach miesięcznie poświęconych „podopiecznemu”. Vukmir zaznacza, że w przypadku jego i pani Ireny nie ma to większego znaczenia.

– Oczywiście muszę rozliczać się z tych godzin przed koordynatorką wolontariatu, ale nie mamy z panią Ireną określonych dni, kiedy się spotykamy – ustalamy to na bieżąco. Kiedy ona ma czas, kiedy ja mam czas i  w zależności od tego, jakie potrzeby ma pani Irena. Cały czas jesteśmy w kontakcie telefonicznym. Dzwonię do niej, nawet jeśli nie jesteśmy umówieni. Żeby porozmawiać, dowiedzieć się, co słychać.

Koniec projektu „Miasto z sercem – wsparcie i aktywizacja seniorów” ma nastąpić w lipcu 2023 roku. Vukmir Dawtian podkreśla jednak, że dla niego to nic nie zmienia.

– Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Mamy bardzo serdeczną więź z panią Ireną i czy ten projekt będzie trwał, czy nie, będziemy w kontakcie tak długo, jak będzie to możliwe.

Aby prowadzić pełne i wartościowe życie

Przedsięwzięcie realizowane przez Centrum Aktywności Międzypokoleniowej „Nowolipie” ma inicjować pomoc w codziennej aktywności i budowanie więzi między wolontariuszami a seniorami.

– Zależy nam na tym, żeby  sąsiedzkie usługi opiekuńcze stały się standardem wspierania sąsiadów – mówi koordynator projektu Paweł Żurek.

Projekt  jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego na lata 2014-2020. Zamysł projektu jest taki, że seniorzy i wolontariusze tworzą pary.

– Osoby starsze, które się do nas zgłosiły, to na ogół ludzie pozostający w domach, samotni, potrzebujący wsparcia w codziennych sprawach. Nie mają rodziny lub ich najbliżsi są daleko. Nasz projekt realizowany jest na obszarze Woli i Śródmieścia. Planowaliśmy wspierać 30 osób w ich miejscach zamieszkania. Grupa ta została jednak rozszerzona i aktualnie mamy 46 seniorów, którzy korzystają z pomocy „wolontariuszy sąsiedzkich” – mówi koordynator projektu.

Wolontariusze i wolontariuszki, zaangażowani w pomoc seniorom, działają na podstawie porozumień wolontariackich i wykonują tak zwane „sąsiedzkie usługi opiekuńcze”.  To forma pomocy, mająca zapewnić wsparcie w podstawowych aktywnościach życiowych, jak na przykład pomoc przy wyjściu z domu czy robienie zakupów, ale też wspólne spędzanie wolnego czasu.

– Wchodzimy również w obszar tzw. „wolontariatu towarzyszącego”  poprzez takie rzeczy jak spacery albo wyjścia do kina, czy teatru, które są finansowane z naszego projektu. Globalnym tematem, który w ten sposób realizujemy, jest przeciwdziałanie wykluczeniu społecznemu i walka z ubóstwem. Chodzi więc o to, żeby osoby, które na skutek sytuacji ekonomicznej, osobistej lub zdrowotnej mają trudności w funkcjonowaniu poza domem, mogły prowadzić pełne i wartościowe życie skupione w bliskim otoczeniu miejsca zamieszkania, bez konieczności korzystania z instytucjonalnych form pomocy. Bywa przecież, że przez problem z poruszaniem się, coraz rzadziej wychodzą na zewnątrz, nie znają swoich sąsiadów i otoczenia. Często jest to skutek chorób lub urazów, na przykład złamania biodra, które potrafi unieruchomić seniora na kilka lat. Mamy przypadek seniorki, którą to spotkało – ponad dwa lata nie wychodziła z domu, nie licząc wizyt w szpitalu – opowiada Paweł Żurek.

Na wycofywanie się z życia społecznego kluczowy wpływ ma jednak brak rodziny i bliskich.

– Śmiertelność wśród seniorów sprawia, że kurczy się krąg osób im bliskich: tracą przyjaciół i partnerów życiowych, a jeśli są bezdzietni, albo dzieci są daleko, to seniorzy zostają sami.  Wtedy staramy się zapewnić im podstawową pomoc: zorganizować zakupy, wizyty w aptece, czy przychodni. Poza tym wolontariusze po prostu lubią spędzać czas z seniorami i dla samych seniorów to jest istotne. Więź, która się buduje między tymi ludźmi, jest bardzo ważna, bo ma szansę przetrwać dłużej niż trwa projekt. Program, finansowany ze środków unijnych, kończy się 31 lipca, ale to nie oznacza końca naszych działań, będziemy je kontynuować w ramach działań miejskich – podkreśla Paweł Żurek.

Autorka: Magdalena Wroczyńska

Link do artykułu:https://publicystyka.ngo.pl/najbardziej-lubie-gdy-przychodzi-na-herbate