Amor podróżuje kamperem – #POKOLENIA 27

„Przyjaciele moi i przyjaciółki! Nie odkładajcie na później ani piosenek, ani egzaminów, ani dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości. Nie mówcie jej "przyjdź jutro, przyjdź pojutrze, dziś nie mam dla ciebie czasu". Bo może się zdarzyć, że otworzysz drzwi, a tam stoi zziębnięta staruszka i mówi "Przepraszam, musiałam pomylić adres..." I pstryk, iskierka gaśnie. /A. Osiecka, Rozmowy w tańcu/.

O dojrzałej, całkiem niespodziewanej radości bycia razem pod andaluzyjskim niebem, o uczuciu bezkresnym jak droga z Ostrowa Wielkopolskiego do Malagi, z Anią i Krzysztofem, bohaterem wywiadu „Postanowiłem zrealizować swój przepis na szczęście” z 24. numeru „Pokoleń” rozmawia Marzena Michałek.

  • Musi być oczywiście o miłości, bo lutowy Walenty się dopomina, ale ja chcę Was zapytać o wszystko! Może zatem od początku – jak ta niesłychana historia się zaczęła?

Krzysztof: Moje posty na portalu społecznościowym o podróży kamperem po Hiszpanii, jak również dołączane zdjęcia, zainteresowały wiele osób. Komentarze jednej z nich ujęły mnie szczególnie… Były sympatyczne, intrygowały mnie. Dość szybko nawiązaliśmy korespondencję, już nie na forum publicznym. Taki to był początek.

Ania: W szarobury, jesienny dzień, przy kolejnej kawie, przeglądałam to i owo na FB. Przypadkiem natrafiłam na ciekawy post nieznajomego, ładne zdjęcie profilowe mężczyzny z psem. Poczytałam i napisałam komentarz. Odpowiedział. Kolejny post, kolejny mój komentarz i tak zaczęła się moja znajomość z Krzysztofem. Samotny, bardzo samotny i niemłody już mężczyzna, z niemałym życiowym bagażem, zamyka za sobą drzwi. Co tam drzwi! Zamyka za sobą dotychczasowe życie i kupuje kamper, a potem rusza w podróż na południe Europy. Już całkiem prywatnie przegadaliśmy najpierw dziesiątki, a teraz to już pewnie setki godzin! Dniami i nocami. Zaczęliśmy być sobie bliscy, dziwne bo – póki co – tylko wirtualnie.

• Czy przypadkiem ktoś tu kogoś uwiódł?

Krzysztof: Nie, zdecydowanie nie.

Ania: Hmmm… no cóż,  miałam takie myśli… (śmiech)

•Jak to możliwe, by nieznajomi sobie ludzie, po 60-tce, których dzieli 2,5 tys. kilometrów, nagle podjęli decyzję, że chcą być razem? Rzucić wszystko, przesunąć miliony innych, ważnych rzeczy na dalszy plan, powiedzieć sobie i bliskim: „teraz ja” i po prostu się spotkać?

Krzysztof: Powiem szczerze – nie wiem, jak to się stało. Tego się po prostu chce. Tak się stało w naszym przypadku. Nasze serca zabiły mocniej…

Ania: Któregoś dnia Krzyś zaproponował, bym do niego przyleciała. Do Hiszpanii. To był czas przed świętami Bożego Narodzenia. Od wielu lat spędzałam je z moją liczną rodziną w domu, który zbudowaliśmy z moim zmarłym mężem. To nasze gniazdo, w którym spotykają się moi czterej synowie z rodzinami, mój jedyny brat z rodziną i nestorka rodu – moja mama. Jesteśmy ze sobą bardzo związani, taki włoski model – dużo miłości, radości z bycia razem. Osiem lat temu, po przegranej walce z rakiem, zmarł mój mąż Jerzy i ja teraz, za nas dwoje, jak magnes, ściągam do domu naszych bliskich. Gdy dostałam bilet na lot do Malagi i okazało się, że właśnie tam spędzę Święta i Sylwestra, w rodzinie zawrzało! „Jak to? Święta, mamo, bez Ciebie??? Nie znasz go dobrze, nie wiesz jaki jest” – mówili wszyscy. Byłam bardzo rozdarta. Nie wiedziałam, co robić. Ale w końcu podjęłam decyzję.

•To odwaga, szaleństwo czy może dojrzałość? Dojrzałość w sensie wiedzy, że miłość zwyczajnie nie zdarza się codziennie… i dlatego nie wolno jej zaprzepaścić…?

Krzysztof: Jestem przekonany, że to szaleństwo, odwaga i dojrzała miłość. Ona nie jest zarezerwowana przecież tylko dla młodych.

Ania: Wszystko zaczyna się od iskry w sercu. Odwaga, szaleństwo, dojrzałość? Nie zastanawiasz się, wiesz, że chcesz właśnie JEGO.

  • Krzysztof, kiedy zrozumiałeś, że chcesz, by Ania była obok Ciebie? Także fizycznie, a nie tylko, by przemawiała z monitora?

Krzysztof: Poczułem tęsknotę za nią. Chciałem mieć ją obok. To stało się po niedługim czasie naszej znajomości.

Krzysztof: Poczułem tęsknotę za nią. Chciałem mieć ją obok. To stało się po niedługim czasie naszej znajomości.

  • Aniu, kiedy podjęłaś decyzję, że nie ma sensu już dłużej pisać, rozmawiać przez Skype’a, tylko czas wsiąść w samolot i polecieć do Andaluzji?

Ania: To była trudna decyzja. Moi bliscy byli głównymi bohaterami mojej rozterki, ale to oni w końcu, po wielu rozmowach, pomogli mi ją podjąć. „LECĘ!” Serce biło coraz mocniej (szaleństwo – jestem po zawale). Nie miałam żadnych wątpliwości, ani krzty strachu czy obawy.

  • Jak wyglądało to spotkanie? Kogo bardziej obezwładniła trema?

Krzysztof: Chyba nie miałem tremy, jednak przyznam – serce pracowało na „pełnych obrotach” kiedy jechałem na lotnisko.

Ania: Kiedy nadszedł TEN DZIEŃ, umówiłam się z Krzysztofem, że po wylądowaniu zadzwonię do niego. Kamper, ze względu na obostrzenia, nie mógł podjechać blisko lotniska, dlatego Krzyś, przez telefon, miał mnie doprowadzić do miejsca, gdzie będzie czekał. Niestety, plan spalił na panewce, bo zawiódł mój telefon. Tylko spokój mógł mnie uratować. Intuicja prowadziła mnie między trąbiącymi na blondynkę hiszpańskimi taksówkami. „Na czuja” szłam do miejsca, gdzie Krzyś miał czekać. Stanęłam przy krawężniku i wymodliłam, tak – wymodliłam to! Kamper jechał w moim kierunku! Krzyś wyskoczył z auta, ruszyłam w jego stronę, w emocjach upadła mi torebka, przewróciłam walizkę i wreszcie objęliśmy się mocno, najmocniej…

Wszystko zaczyna się od iskry w sercu.

Odwaga, szaleństwo, dojrzałość?

  • Jak wyglądały pierwsze chwile Waszego spotkania? Jak je teraz wspominacie?

Krzysztof: Niewiele pamiętam. Dlaczego? Emocje i jeszcze raz emocje.

Ania: Z powodu zakazu postoju musieliśmy szybko odjechać z lotniska. Do śmierci nie zapomnę naszych pierwszych chwil razem. To było cudowne 16 dni, po których musiałam wracać do domu z powodu choroby mamy. Teraz jestem w Polsce, Krzysztof podróżuje po Hiszpanii i czeka na mnie. Lecę do niego po Wielkanocy i tym razem zostanę długo, długo. Jest nam z sobą tak pięknie i bardzo tęsknimy.

  • Kiedy wiedzieliście, że na pewno chcecie być razem? Jeszcze przed spotkaniem czy już po?

Ania i Krzysztof: Gdy już byliśmy razem, w podróży kamperem, z każdym dniem to pragnienie rosło i dojrzewało.

  • Pesymiści wieszczą, że w tym wieku owszem, może i trafia się, ale rycerz na spłowiałym koniu. Twój rycerz, Aniu, ma 65 lat i podróżuje po świecie kamperem. Jak to jest być w dzisiejszym świecie zupełnie niestereotypową parą?

Ania: Przez wiele lat z moją rodziną spędzaliśmy wakacje w przyczepie campingowej. Takie życie to dla mnie nie nowina. Kamper to cudowny wynalazek. Podróżujesz swoim własnym hotelem, domem Dziś tu, jutro tam… Uwielbiam to! Uwielbiam być parą z kamperowcem!

Taka miłość już się nam nie zdarzy, więc chuchamy na nią i dmuchamy. Metryka nie ma znaczenia – nigdy nie wiadomo, co czeka na nas za horyzontem.

•Czy ta miłość Wam się przydarzyła, czy jednak była wytęskniona?

Krzysztof: W moim przypadku była całkowicie niespodziewana.

Ania: Taka miłość już się nam nie zdarzy, więc chuchamy na nią i dmuchamy. Podróżowanie kamperem to coś wspaniałego. A już mieć obok kochanego człowieka, dzielić się z nim wrażeniami, wspólnie przeżywać każdą chwilę, to spełnienie najskrytszych marzeń. Wierzę, że nasze uczucie, które spadło na mnie i Krzysia tak niespodziewanie, będzie trwało. Metryka nie ma znaczenia – nigdy nie wiadomo, co czeka na nas za horyzontem .

  • Dr Joanna Heidtman, psycholog i socjolog, twierdzi, że miłość, zwłaszcza ta dojrzała, jest wyborem. Jak to rozumieć?

Krzysztof: Nie mam zielonego pojęcia, jak to interpretować. Miłość jest miłością. Po prostu. To cudowne uczucie mieć obok kochaną osobę. Czy należy coś więcej dodawać?

Ania: Nie potrafię tego zdefiniować. Miłość w jesieni życia jest darem losu. Nagle przestajemy być samotni. Mamy czas, nigdzie się nie spieszymy, zwalniamy tempo życia, ale przede wszystkim jesteśmy szczęśliwi. To wybór? Dla mnie to po prostu miłość.

  • Obydwoje macie za sobą różne historie. Dobre, trudne, ale i bardzo smutne. Czy to nie naiwne i nieroztropne wierzyć, że jednak tym razem się uda?

Krzysztof: Jeśli nie byłoby we mnie wiary, to nie wstałbym rano z łóżka z obawy, wierząc iż coś złego może mi się stać. Nie jestem ani naiwny, ani nieroztropny, ale wierzę, że tym razem się uda…

  • Jak zareagowali na tę niespodziewaną miłość Wasi bliscy? Jak sobie z tymi reakcjami radzicie?

Krzysztof: Moja rodzina jest bardzo niewielka, więc i kontakty są bardzo ograniczone.

Ania: Od śmierci mojego męża minęło osiem lat. Od tamtej pory byłam sama i moja rodzina przywykła do tego stanu rzeczy. Nagły zwrot w moim życiu był początkiem, szokiem dla wszystkich. Zareagowali bardzo różnie. Przede wszystkim ostrożnie podeszli do tematu. Dziś, gdy widzą, jaka jestem szczęśliwa, jak ta miłość daje mi „kopa do życia”, chyba są spokojni. Będę dalej kochającą mamą, babcią… Zrobiłam już swoje, pomagałam wszystkim, opiekowałam się wnuczętami. Teraz ja i moje życie!

  • Jakie macie plany na przyszłość?

Krzysztof: O planach będziemy rozmawiać, gdy Ania przyleci do mnie w kwietniu, tym razem już na dłużej.

  • My, redakcja „Pokoleń”, czujemy się trochę patronem Waszej miłości. W lutym obchodzimy Walentynki i chociaż nasi czytelnicy podchodzą do tego święta z dużym dystansem, wielu z nich, często samotnych, czy osamotnionych, bardzo tęskni za bliskością drugiej osoby. Tęskni i jednocześnie nie wierzy, że kogokolwiek jeszcze ma szansę spotkać. Może parę ciepłych słów dla tych, co już stracili nadzieję?

Krzysztof: Mam prawie 65 lat. Jestem po amputacji jednej nogi. Mimo wszystko nie usiadłem na wózku inwalidzkim. Mam protezę, normalnie chodzę, prowadzę samochód. Kupiłem kamper, którym od października ubiegłego roku, wraz z moim kochanym pieskiem Tofikiem, podróżujemy po Europie. Teraz dołączyła Ania. Nasza historia chyba jest najlepszym przykładem tego, że niemożliwe nie istnieje.