Jak być dobrze ubranym? #POKOLENIA 3

Co to znaczy być dobrze ubranym według Jana Adamskiego?

Być dobrze ubranym to znaczy spełnić kilka podstawowych warunków. Pierwszy, niezwykle ważny, to dobór marynarki i spodni we właściwym rozmiarze. Niestety, większość mężczyzn nosi za długie spodnie i za duże workowate marynarki z za długimi rękawami. Druga, może nawet ważniejsza kwestia, to dostosowanie ubioru do sytuacji. Mężczyźni popełniają tu chyba najwięcej błędów. Na wieczornych oficjalnych uroczystościach powinno się mieć ciemny, stonowany garnitur, zaś podczas luźniejszych dziennych imprez też obowiązuje odpowiedni strój i na pewno nie są nim szorty i klapki.

Podążając tym tropem, jakich jest siedem grzechów głównych popełnianych przez mężczyzn w ubiorze?

Jeden, już anegdotyczny, to słynne skarpetki noszone do sandałów. To oczywiście duży błąd, bo sandały nosi się na gołą stopę, podobnie zresztą jak na przykład mokasyny, choć w tym wypadku są od tej reguły odstępstwa. Oprócz dwóch potknięć wymienionych wcześniej, czyli za dużej marynarki i za długich spodni, niewybaczalne jest także noszenie brudnych, zaniedbanych butów. Kolejnym błędem jest polski narodowy strój weselny, czyli krawat do koszuli z krótkim rękawem. Klasyka złego gustu to również białe skarpetki (często frotté) założone do ciemnego garnituru. Na szczęście ten „trend” jest już w zaniku. Inną często popełnianą gafą jest noszenie koszuli wypuszczonej na spodnie. Taka koncepcja broni się jedynie w stylizacjach casualowych, gdy koszula jest niezbyt długa i równo obcięta u dołu. Także koszulki polo i T-shirty mogą być w niektórych przypadkach wypuszczone na spodnie. Typowa koszula garniturowa – w żadnym wypadku – nie. Często popełnianym błędem jest też niewłaściwa długość krawata – powinien on sięgać do klamry paska. Źle wygląda zarówno krawat za krótki, jak i za długi. Polscy mężczyźni zapominają także, że podkoszulek absolutnie nie jest okryciem wierzchnim i jego noszenie w miejscach publicznych jest przejawem braku kultury. Skrajną oznaką braku elementarnej kultury jest również paradowanie na ulicach lub w środkach komunikacji miejskiej z nagim torsem. To już zupełna aberracja. Podobnie jak elementy stroju plażowego, takie jak klapki czy szorty, noszone w miejscach, które plażą nie są. Tych błędów jest znacznie więcej. Wymieniam je na swoim blogu www.janadamski.eu w poście 25 błędów modowych.

Prowadzi pan szkolenia na temat zasad dress code’u dla mężczyzn we wszystkich grupach wiekowych? Kto najczęściej szuka tych porad? Panowie słuchają, pytają czy raczej są uparci i przyzwyczajeni do swoich upodobań?

Prowadzę szkolenia, ale także konsultacje indywidualne. Te pierwsze przeznaczone są dla większej liczby osób, nawet dla 150. Pokazuję prezentację i omawiam poszczególne części garderoby, poczynając od koszuli, krawata, a na smokingu i muszce kończąc. Po takim dwugodzinnym wykładzie, bo tyle trwa szkolenie, jest duża szansa, że słuchacz nie będzie już popełniał błędów, przynajmniej tych elementarnych. Na konsultacje indywidualne zgłaszają się najczęściej młodzi panowie, często przygotowujący się do ślubu, choć miałem raz pana koło 50. roku życia, który dostał konsultację ze mną jako prezent urodzinowy od żony, a sam był wieloletnim fanem mojego bloga. Taki układ wiekowy widać też po statystykach czytelniczych bloga. Przeglądają go głównie ludzie młodzi i jedynie 5,5% panów po 64. roku życia. Odpowiadając na drugą część pytania: niestety, często bywa tak, że mężczyźni są mocno przywiązani do swoich przyzwyczajeń i trudno ich przekonać do zmian.

Rozpoczęcie przygody z blogowaniem to był przypadek czy przemyślana strategia na piękniejszą srebrną część życia?

Zacząłem tworzyć blog, będąc jeszcze czynnym zawodowo, a ponieważ pracowałem w charakterze eksperta
i doradcy, to miałem sporo czasu, by poświęcić się pasji. Do pisania samego bloga zachęcił mnie syn, który zawsze był pod wrażeniem mojego stylu. Powątpiewałem, czy ktoś będzie chciał oglądać 60-latka w wyszukanych marynarkach, kapeluszach i kolorowych skarpetach. Przekonałem się do pomysłu blogowania, gdy odkryłem, że przecież nie muszę mówić tylko o modzie, że mogę pisać także o innych swoich pasjach, sprawach społecznych, rocku czy ptakach. I choć, co prawda, zacząłem od bloga w wersji tradycyjnej, czyli strony internetowej, to zauważyłem ostatnio, że zainteresowanie i oglądalność tego medium nieco się zmniejsza, natomiast zwiększa się popularność Instagrama. Długo się wzbraniałem przed założeniem tam konta, aż w końcu zrobił to za mnie kolega – wstawił pierwsze zdjęcia i kazał kontynuować. I dalej już poszło. Firmy są zainteresowane prezentowaniem swoich produktów właśnie na Instagramie. Współpracę z nimi podjąłem zupełnie świadomie. Zdjęcia do mediów społecznościowych – a także na bloga – robi moja żona.

Proszę opowiedzieć o swoich pozostałych pasjach.

Wspomniałem już o muzyce – moją największą miłością od czasu studiów jest rock progresywny. Płyty z tamtego okresu mam do dziś. Ukochany zespół w tym nurcie to brytyjski Caravan, z którym wiąże się pewna anegdota. Otóż zespół ten, na początku XXI wieku, gościł u mnie w domu na kolacji, przy okazji koncertu w Polsce. To było dosyć niezwykłe przeżycie dla mnie, podobnie jak dla nich zaskoczeniem był zapewne bigos, którego wówczas spróbowali. (śmiech) Moim innym hobby są ptaki, które fotografuję od czasu, kiedy zaczęły przylatywać do karmników zainstalowanych w moim ogrodzie. Dużo o nich czytałem i dzisiaj, muszę przyznać, mam całkiem sporą wiedzę na ich temat. Interesuje mnie także makroekonomia, o której również piszę na blogu w dosyć luźnej felietonowej formie.

Jakie określenie bardziej do pana pasuje: dandys czy może po prostu dżentelmen? Według Polskiego Kodeksu Honorowego Władysława Boziewicza z 1919 roku, który uznawał kategorie „człowieka honoru” i „dżentelmena” za równoznaczne, można określić polską wizję tego wzorca. To mężczyzna odznaczający się nienagannymi manierami, nieposzlakowanym imieniem i uznawaniem honoru za najwyższą wartość. Musi być pełnoletni, niezależny i posiadać przynajmniej średnie wykształcenie. Cechuje się męstwem, czyli zdecydowaniem, odwagą i walecznością. Na ile utożsamia się pan z tymi, nieco już odległymi, standardami?

W zasadzie wszystko do mnie pasuje. (śmiech) Może z wyjątkiem tej waleczności, której na szczęście nie musiałem sprawdzać. W pewnym sensie czuję się dandysem. Samo słowo przeszło bardzo dużą ewolucję i jego zabarwienie mocno się zmieniło w ciągu ostatnich 20 lat. Kiedyś miało znaczenie wyraźnie pejoratywne. Jego synonimem były wyrazy modniś, strojniś czy lekkoduch. Jedynie elegant ma zabarwienie pozytywne. Obecnie dużo młodych ludzi ma ambicję, żeby zostać dandysami. Na Facebooku jest nawet taka zamknięta grupa dyskusyjna, która nazywa się „Jak będzie z dandysami?”.

Jan Adamski urodził się dandysem i dżentelmenem czy stał się nim?

Nie sądzę, bym się taki urodził. Pochodzę z niezamożnej rodziny z Podkarpacia i jako dziecko żyłem w czasach, kiedy w sklepach niczego nie można było kupić. Wówczas chodziłem często z mamą na targ, gdzie kupowało się używane ubrania z paczek przychodzących z Kanady czy USA. Pamiętam najbardziej rewolucyjną
rzecz z tych czasów – dzwony przerobione przez moją ciotkę z innych zdobycznych spodni, były żółte w niebieską kratę. Później również starałem ubierać się sensownie, ale nie byłem jakoś mocno przywiązany do tego, by skupiać się na detalach stroju. Dopiero na początku tego wieku, kiedy w Polsce ukazały się pierwsze książki na temat męskiej garderoby i pojawiło się forum „But w butonierce”, znaczące dla kształtowania ówczesnych postaw modowych, zacząłem do tego przykładać większą wagę. Później zaczęto pisać blogi poświęcone modzie męskiej, których stałem się namiętnym czytelnikiem. Aż w końcu sam postanowiłem pokazywać to, co noszę.

Ma pan swoich idoli wśród współczesnych dandysów?

U samego zarania moich modowych pasji leżało zainteresowanie imprezami takimi jak Pitty Uomo we Florencji, które staram się odwiedzać dwa razy w roku, a które są największymi targami mody męskiej na świecie. Targi mają swoje dwa oblicza. Oprócz tego, że zjeżdżają się producenci odzieży i kupcy, pojawiają się tam też znaczący blogerzy, influencerzy, dziennikarze i telewizje. Panuje pełna życzliwości, fantastyczna atmosfera, która od pierwszej chwili bardzo mnie ujęła. Mój główny idol, Lino Ieluzzi, ma od 40 lat swój sklep odzieżowy w Mediolanie i bywa wszędzie, gdzie prezentowana jest moda męska. Zresztą poznaliśmy się bliżej i zaprzyjaźniliśmy, ponieważ swego czasu, będąc na festiwalu rocka progresywnego, odwiedziliśmy z żoną jego sklep w Mediolanie, a ja zrobiłem z nim wywiad o sprezzaturze, czyli o modzie męskiej z lekką nutą nonszalancji, której Lino jest emblematycznym przedstawicielem. Swego czasu organizowałem też, wspólnie z moimi kolegami, imprezę pod nazwą „Warszawa pod krawatem”, na którą zapraszaliśmy nie tylko Polaków, lecz także Włochów. Na jednej z nich pojawił się Luca Rubinacci, przedstawiciel kolejnego pokolenia rodziny mediolańskich krawców i współwłaściciel marki znanej już teraz na całym świecie. Poznałem również kiedyś dwójkę Amerykanów – autorów książki o dandyzmie I am Dandy, która zrobiła prawdziwą furorę. Ostatnio ukazała się druga, podobna książka tych autorów We are Dandy, na promocji której miałem przyjemność być i gdzie poznałem wielu jej bohaterów. Większość moich idoli pochodzi właśnie z Pitti Uomo. To głównie Włosi, ale też Brytyjczycy i Japończycy. Nie ukrywam, że wiele moich znajomości ma źródło na Instagramie, ponieważ to medium niezwykle ułatwia kontakty. Zupełnie niedawno, dzięki Instagramowi właśnie, okazało się, że wielbiciele mojego stylu są w Brazylii, Australii czy Japonii – po prostu wszędzie. (śmiech)

Czy zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że nigdy nie ma się drugiej szansy na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia?

Oczywiście, to jest szalenie ważne. Dlatego trudno mi zrozumieć, że mężczyźni, którym tak zależy na robieniu dobrego wrażenia na kobietach, co jest naturalne i oczywiste, tak kompletnie nie dbają o obuwie, na które, co powszechnie wiadomo, panie najbardziej zwracają uwagę! Niestety, w Polsce nie mamy zbyt wielu dobrych producentów butów, choć to się zmienia. Ładny wygląd i ubranie to nie jest tylko sprawa kosztów. Można przecież robić zakupy na wyprzedażach czy w outletach. Ważniejsze od tego, ile włoży się w zakupy środków finansowych, są chęci i wytrwałość w poszukiwaniach.

Jak pan ocenia styl polskich mężczyzn i czy zdarza się panu otwarcie wyrażać swoje opinie na temat ubioru innych osób?

Mężczyźni w Polsce wyglądają coraz lepiej. Większą wagę przykładają do ubioru, coraz bardziej też interesują się modą. Jednak do tego, by było to powszechnie widoczne na ulicach, to chyba jeszcze daleka droga. Dość często komplementuję innych, jeśli chodzi o ubiór, ale nigdy nikogo nie krytykuję, chyba że ktoś bezpośrednio prosi mnie o opinię, na przykład w sprawie jakiejś części garderoby.

Co w szafie polskiego mężczyzny powinno znaleźć się jako zestaw absolutnie elementarny?

Podstawową jest przynajmniej jeden garnitur. Taki, który będzie nadawał się na wszystkie okazje, czyli najlepiej granatowy. Jeśli ktoś może sobie pozwolić na więcej, to kolejnym powinien być garnitur dzienny, najlepiej w kolorze szarym. Przy dalszym komponowaniu szafy można pomyśleć o garniturze we wzory, na przykład w kratę, ale to zależy od indywidualnych preferencji.

Inny niezbędnik to tak zwany zestaw koordynowany lub casualowy, czyli marynarka o luźniejszym kroju, zwana blezerem, połączona ze spodniami. Mogą to być zarówno spodnie garniturowe innego koloru, jak
i popularne chinosy czy dżinsy. Te ostatnie zajmują ważne miejsce, ale koniecznie dobrze traktowane, czyli uprane, wyprasowane i odpowiedniej długości. W każdej garderobie powinny znaleźć się też bawełniane spodnie o prostym kroju ze skośnymi kieszeniami, czyli właśnie chinosy. Podstawową koszulą powinna być biała, która najlepiej prezentuje się założona do garnituru i połączona z krawatem i poszetką.

Szalenie ważną sprawą są buty, ale nie sportowe, lecz eleganckie, ze skóry. Najbardziej formalne są czarne oxfordy, zwane też wiedenkami, czyli buty z zamkniętą przyszwą. Kolejne, nadające się bardziej do dziennych stylizacji, to buty brązowe. Będą pasowały zarówno do granatowego garnituru, jak
i na mniej formalne okazje. Reszta szafy to dodatki: krawaty, poszetki, pasek, zegarek.

Co zrobić, by czuć się dobrze ubranym, a nie przebranym?

Nie ma na to rady, po prostu trzeba chcieć stać się mężczyzną eleganckim i powoli się do tego przyzwyczajać. Żadna partnerka nie wymusi na swoim mężczyźnie, by się lepiej ubierał i dobrze się w tym czuł. On musi mieć wewnętrzną, osobistą motywację do zmiany.

Jak się ubrać na Wigilię i święta w gronie rodzinnym? Co poradziłby pan polskim mężczyznom na taką okazję?

Wigilię uznaję za najważniejszy dzień w roku, bo w takiej tradycji zostałem wychowany. Kolację uważam za wydarzenie o dużym stopniu formalności, na którym obowiązuje strój wieczorowy. Koniecznie ciemny garnitur, biała koszula, ciemny krawat, biała poszetka i czarne buty. W kolejne dni świąt można założyć jaśniejszy garnitur albo zestaw koordynowany, czyli marynarkę połączoną ze spodniami w innym kolorze. Uroczystości bożonarodzeniowe odbywają się najczęściej przed południem, więc strój może być dzienny, ale nadal powinien pozostawać elegancki, a więc na pewno z krawatem.

Czego pan absolutnie nie akceptuje w ubiorze u kobiet?

Generalnie nie wypowiadam się na temat kobiecego ubioru, bo się na nim nie znam. Na pewno razi mnie
u kobiet o obfitych kształtach zakładanie obcisłych bluzek czy legginsów. Zarówno u mężczyzn, jak i u pań trudno mi zaakceptować widoczne teraz na każdym kroku podarte spodnie. (śmiech) Zostałem wychowany
w kulturze, gdzie rozdarte rzeczy były największym obciachem.

Pasja to ważna część życia?

Oczywiście. Człowiek bez pasji właściwie nie żyje. Moja – blog – zajmuje mi mnóstwo czasu. Oprócz tego fotografuję i lubię pielęgnować ogród latem. Jestem szczęściarzem, bo moje hobby jest też obecnie moją pracą.

Czy uważa pan, że w magazynie kierowanym w głównej mierze do seniorów powinna znaleźć się rubryka Poradnik stylu?

Myślę, że istnienie takiej rubryki byłoby korzystne. Oprócz poradnikowego charakteru otworzyłaby większości mężczyzn oczy na to, że takie problemy w ogóle istnieją.

https://janadamski.eu/

https://www.facebook.com/janadamskiblog

https://www.instagram.com/janadamskieu/