Jestem z Koła – #POKOLENIA 26

Jestem z Koła

Kiedy w trakcie rozmowy z kimś nowo poznanym pada w moją stronę pytanie: „Dlaczego nosisz zegarek na prawym przegubie?”, wtedy bez zastanowienia odpowiadam: „Bo jestem z Koła”. „To jest jakieś koło praworęcznych nosicieli zegarków?” – brzmi zazwyczaj kolejne pytanie. „Nie, to osiedle na warszawskiej Woli…”. „Aha, jasne! To tam, gdzie ten bazar staroci!”.

Historia Kołem się toczy

Koło to historia Warszawy, a także historia Polski w pigułce, oraz – co dla mnie najważniejsze – moja i wielu warszawiaków z mojego pokolenia. To historia życia, ponieważ mieszkałem tam od urodzenia przez 25 lat. Zacznijmy zatem od historii najbardziej znanej.

Od 1573 r. zdecydowana większość elekcji królów Polski odbyła się na błoniach wsi Wielka Wola pod Warszawą. Podczas elekcji senat obradował w wielkim namiocie króla, zwanym szopą, posłowie obok w kole otoczonym okopami. Szlachta, podzielona według województw, zbierała się w namiotach kołem i głosowała województwami. W miejscu tym w przyszłości odbyło się 10 spośród wszystkich dokonanych 12 elekcji. Na wolskich polach wybrani zostali: Anna Jagiellonka (1575), Stefan Batory (1576), Zygmunt III Waza (1587), Władysław IV Waza (1632), Jan II Kazimierz Waza (1648), Michał Korybut Wiśniowiecki (1669), Jan III Sobieski (1674), August II Mocny (1697), dwukrotnie Stanisław Leszczyński (1704 i 1733) oraz Stanisław August Poniatowski (1764).

Nie wiadomo więc, czy na dzisiejszym targu staroci nie trafi się czasami jakiś wyjątkowo historyczny, oryginalny okaz z tamtych czasów. Swoją drogą, jak pamiętam z dzieciństwa, mieszkańców Koła najbardziej zbulwersowała w latach 60. wiadomość o zmianie, decyzją władz miejskich, nazwy ul. Elekcyjnej na Erazma Ciołka. Nie mogli pogodzić się z tym, że królewska Elekcyjna została zastąpiona „jakimś Ciołkiem”. Elekcyjną przeniesiono dalej na południe, gdzie stała się naturalnym przedłużeniem ul. Deotymy i sięgnęła ul. Wolskiej, stanowiąc część ramy Parku Sowińskiego, na szczęście też wolskiego bohatera. Potem na długie lata koło historii zatrzymało się dla Koła.

Dopiero po wielkiej wystawie budowlanej, pierwszej w międzywojennej Polsce, Koło odżyło dzięki jedynemu przedwojennemu, zupełnie zgrabnemu, osiedlu mieszkaniowemu im. Stefana Żeromskiego. Osiedle zostało zbudowane przez Towarzystwo Osiedli Robotniczych w latach 1935-1938 i składało się z 19 identycznych budynków stojących po obu stronach ul. Obozowej (od obozów szlachty w czasach elekcyjnych). Zostało zwieńczone tzw. Dwudziestym Blokiem, w którym mieściły się m.in. dom kultury, przedszkole, przychodnia lekarska, no i mieszkania trochę elegantsze od pozostałych. Osiedle przetrwało pożogę wojenną, w stanie prawie niezniszczonym, poza budynkiem pod nr 76, który jako jeden z pierwszych w Warszawie, w dniu 1 września 1939 r., został zbombardowany. W czasie nalotu zginęło kilkudziesięciu mieszkańców.

Koło rodzi się w nowej rzeczywistości

W latach 50. i 60. Koło funkcjonowało w granicach: od torów kolejowych na zachodzie, za pętlą tramwajową na ul. Obozowej do wiaduktów kolejowych na ul. Górczewskiej i ul. Obozowej na wschodzie. Północną granicę stanowiły tory kolejowe w Lasku na Kole, na południu natomiast jedyną niekolejową granicę osiedla wyznaczała ul. Górczewska.

W latach 1947-1950 w samym sercu Koła powstało piękne osiedle mieszkaniowe autorstwa Heleny i Szymona Syrkusów. To właśnie tam, w jednym z bloków, w 1948 r. przebywający w Polsce na Światowym Kongresie Intelektualistów Pablo Picasso narysował słynną syrenkę, z którą potem mieszkańcy tego „pechowego mieszkania” mieli tyle kłopotów. Na ich życzenie władze zamalowały to wiekopomne dzieło (teraz jest to najbardziej na świecie niedostępny rysunek mistrza). Osiedle to, jedno z najważniejszych dzieł powojennego polskiego modernizmu, było również tłem dla wielu ówczesnych polskich filmów, w tym słynnych komedii z Panem Anatolem, z niezapomnianą kreacją Tadeusza Fijewskiego. Jednocześnie była to swoista wizytówka nowoczesnego Koła.

W tym samym czasie powstała równie ważna konstrukcja na ul. Deotymy – niejaki Pekin vel Bierutoszczak. Budynek ten zasiedlono lokatorami baraków mieszczących się na terenie obecnych basenów Olimpii i parku Moczydło (nazywanego wówczas Glinkami). Baraki należały wcześniej do pracowników przedwojennej cegielni, do której glinę wydobywano właśnie z Glinek. Po wojnie mieszkała tam jednak już wyłącznie najprymitywniejsza żuleria, która dzięki Pekinowi zaczęła propagować w samym centrum Koła kulturę chamstwa i łobuzerii. Na szczęście zaraza ta nie rozprzestrzeniła się za bardzo, natomiast strach było przechodzić obok tego zacnego budynku, nie narażając się na zaczepki bądź realne pobicie. Potem zaczęto rozbudowywać Koło w stronę Urlychowa wzdłuż granicy ul. Górczewskiej – tam powstały pierwsze 9-piętrowe wieżowce. Następnie budowlańcy przekroczyli ul. Górczewską i ruszyli w stronę parku Sowińskiego.

Zielone Koło

Moje osiedle im. Stefana Żeromskiego miało piękne zielone podwórka, do tego jeszcze bywaliśmy prawie każdego dnia w tajemniczym Lasku na Kole (wtedy jeszcze biegały tam sarny i skakały zające). Ponadto były Glinki (dzisiaj park Moczydło) i działki pracownicze przy torach tramwajowych. Dłuższe wyprawy piesze kończyły się na parku Sowińskiego, zaś na wycieczki szkolne jeździliśmy tramwajem na Bemowo. Jako uczeń szkoły podstawowej nr 161 razem z innymi regularnie pracowałem przy budowie parku Moczydło. Sadziliśmy drzewa, grabiliśmy trawniki, wytyczaliśmy alejki. Natomiast w Lasku na Kole działała specyficzna firma dilerska, tj. babcia, która zawsze znajdowała tam miłośników flaszeczki i oferowała kulturalny sposób picia wódeczki, mając pod ręką „czyste” kieliszki. W zamian dostawała od zadowolonych gości laskowego lokalu puste szkło do spieniężenia.

Przemysł i handel na Kole

Wojskowe Zakłady Lotnicze były jedynym zakładem produkcyjny na Kole, za to wszyscy ówcześnie mieszkający na osiedlu nie zapomną go do końca życia. Hałas, który generował, był nie do zniesienia, obojętnie w jakiej odległości się mieszkało. Mówiono, że to docieranie silników lotniczych, ale któż to wiedział naprawdę? Oczywiście to była tajemnica wojskowa. Natomiast handel rozkwitał. Pierwszy duży sklep spożywczy w samodzielnym budynku (po bokach dobudowano sklepy warzywny i monopolowy) powstał na pograniczu wspomnianego wcześniej osiedla Syrkusów. Nazywany był Żółtakiem ze względu na specyficzny kolor, który zresztą zachował do dziś. Był później pierwszym SAM-em na Kole, a obecnie zwie się Biedronką. Na warzywniaku zawsze widniało hasło: „Jedz selery oraz pory, miną Twoje złe humory”.

Na Kole funkcjonowały w latach 60. trzy kioski RUCH-u, w których najważniejszymi towarami były: „Express Wieczorny” – codziennie, „Przekrój” – najtrudniejszy do dostania (często z tekstem: „Weź pan jeszcze «Kraj Rad», to sprzedam, bo inaczej nie ma!”), no i oczywiście Sporciaki, a potem Giewonty. Najważniejszymi jednak obiektami, ze względów może mniej handlowych, ale na pewno społecznych, były budki z piwem. Jedna koło kościoła, druga przy pętli tramwajowej. Zdecydowana większość męskiej części mieszkańców Koła spędzała tam czas przed pracą, w jej trakcie i po niej. To były centra myśli intelektualnej, świątynie wiedzy wszelakiej, a damy rozlewające „beczkowe” cieszyły się poważaniem na miarę brytyjskiej królowej. Były jeszcze oczywiście inne spożywczaki, sklepy ciastkarskie, papiernicze, apteki, no i ten słynny bazar, ale wtedy tam przyjeżdżali chłopi wozami zaprzężonymi w konie i sprzedawali dobra spod Warszawy. Były to przede wszystkim świeżutkie warzywa, nie jakieś tam starocie, jak dzisiaj.

 

Edukacja i rekreacja

Wiele osób uważa obecnie, że nasze pokolenie było wychowywane przez podwórka (nawet niektórzy mężowie stanu), ale częściowo jest to prawda. Aby kupić pierwszą prawdziwą piłkę do nogi, razem z kolegami zbieraliśmy makulaturę, sprzedaliśmy ją w punkcie skupu za wiaduktem i potem poszliśmy z całą świtą do „Harcerza” na Obozowej kupić piłę. Najbardziej szanowany z nas, Adaś, dostał nad nią pieczę. Nie było fundacji, organizacji pomocowych i całego tego współczesnego blichtru.

Na Kole były wtedy dwie szkoły podstawowe nr 129 i 161 oraz jeden ogólniak. Do drugiej szkoły na boisko nie bardzo nas wpuszczali, więc grywaliśmy w nogę najczęściej w 129, ale tam boisko sąsiadowało z komisariatem MO nr 9. Kiedy już zmęczeni siedzieliśmy obok boiska i omawialiśmy błędy taktyczne, wkurzone naszym głośnym gadaniem gliny z „Dziewiątki” wybiegały z blondynkami na boisko, licząc, że któregoś z nas spałują dla sportu. Byliśmy jednak niedoścignieni, chociaż czasem ktoś oberwał. W szkołach było zawsze ciekawie, sporo zajęć pozalekcyjnych, jakieś SKS-y, kółka zainteresowań, każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zimą w Szkole nr 161 im. Dąbrowszczaków (dzisiaj: nr 388 im. Jana Pawła II) cieć wylewał na boisku lodowisko. Były reflektory, a wszystko za darmo. Za darmo był też Dom Kultury na Kole – przy Lasku. Wystarczyło pokazać legitymację szkolną i można było zapisać się na dowolne zajęcia lub korzystać na bieżąco z różnych atrakcji (ping-pong, bilard, filmy, koncerty itp.). Początkowo chodziłem na szkutnictwo, potem na plastykę, a finalnie założyliśmy w 1970 r. kapelę rockową o ludowej nazwie SFINKS (dostaliśmy cały sprzęt i instruktora – też za darmo) i przez kilka lat grywaliśmy na wielu imprezach. Mieliśmy rzesze fanów i, co ważniejsze, fanek oraz własnych ochroniarzy, a raz nawet wygraliśmy wolski przegląd zespołów amatorskich. Było świetnie, niestety jakiś zdolny administrator gruntami na Kole kazał zburzyć ten „niepotrzebny nikomu dom” i sprzedać teren paru bogatszym słoikom, by można było postawić rezydencje przy Lasku, bliżej natury.

Dorośli wypoczywali często na Glinkach, czyli w dzisiejszym parku Moczydło, kąpiąc się jednak po dość dużych dawkach. Stąd zdarzyło się nam oglądać niejednego topielca, który odpływał z tego świata w kwiecie wieku. No a na górze Moczydła, usypanej z gruzów getta, otwarto w latach 70. prawdziwy wyciąg narciarski.

Oczywiście z powodu braku większej szpalty trudno opisać dokładniej Koło z czasów PRL-owskiego kolorytu. Zabrakło historii o fryzjerze Bronku, o maglu – centrum informacji itd. Lecz może jeszcze zmieszczę małą osobistą deklarację: urodziłem się na Kole, mieszkałem tam 25 lat i do dzisiaj mieszkam wyłącznie na Woli. To Moje Miejsce na Ziemi i gdzie tylko mogę, pokazuję ten zegarek na prawym przegubie, mówiąc z dumą: „Jestem z Koła”.