Musimy pamiętać, by wprowadzając w nasze życie zmiany, traktować samych siebie łagodnie. Podejście na zasadzie „dam z siebie wszystko!” zwykle wcale nie kończy się dobrze. Podobnie jak upieranie się, że „nie dam rady”. Osoby, które rzucają się na głęboką wodę, często szybko tracą entuzjazm i zarzucają podjęte działania. Z kolei ci, którzy w siebie nie wierzą, zwykle w ogóle nie zaczynają. Metoda kaizen może okazać się złotym środkiem dla jednych i drugich.
30 minut spaceru czy pływania to zbyt wiele? Nim odpowiemy sobie na to pytanie, zadajmy inne: a czy ktoś naprawdę nas popędza? Czy, aby wprowadzić trwałe zmiany, dzięki którym będziemy zdrowsi i poczujemy się lepiej, musimy upierać się przy rozwiązaniach podręcznikowych i przy z góry narzuconych regułach? Cóż, prawda jest taka, że zwykle nie musimy tego robić. Więcej – często robić tego po prostu nie powinniśmy!
Półgodzinny spacer jest oczywiście jedynie przykładem, ale to właśnie on pozwoli nam zrozumieć, jak zastosować metodę kaizen w swoim życiu. Załóżmy, że te 30 minut każdego dnia nas przeraża. Przeraża na tyle, że mamy opory, by w ogóle zacząć, albo na tyle, że obawiamy się, iż po kilku dniach i tak porzucimy nasz nowy nawyk. Co możemy zrobić w takiej sytuacji?
Wybierzmy taki czas ćwiczeń, który obecnie wyda nam się najbardziej odpowiedni. I to nie tyle pod kątem korzyści zdrowotnych, ile pod kątem naszej siły woli. Zapytajmy samych siebie: „Jaki czas ćwiczeń byłby dla mnie do zaakceptowania na tyle, by zacząć już dziś i kontynuować aktywność fizyczną każdego kolejnego dnia?”. Być może będzie to kwadrans. Być może pięć minut. A być może zaledwie minuta. Minuta, którą jednak kiedyś wspomnimy jako nasz pierwszy krok do naprawdę dużej zmiany. Dlaczego? Bo od czegoś trzeba zacząć. Bo minuta to o wiele więcej niż nic. Bo co prawda zaczynamy od minuty, ale wcale nie musimy na niej kończyć. Kaizen wręcz zaleca, by po oswojeniu się z nowym nawykiem zwiększać stopniowo jego czas, ilość czy intensywność (w zależności od tego, z czym akurat mamy do czynienia).