Moje życie jest moje – #POKOLENIA 25

Opowieści jest kilka. Historia – jedna. Jej ramą kompozycyjną jest Jola. Jej historia zainspirowała Kasię Mateję i Małgorzatę Goliszewską do stworzenia filmu „Lekcja miłości”. To najlepszy polski dokument o miłości 17. edycji festiwalu Millenium Docs Against Gravity. Zachwycił i rozkochał w sobie wielopokoleniową publiczność. I choć to także historia o przemocy domowej, przerażająca i momentami dusząca, film ogląda się z prawdziwą przyjemnością. To niewątpliwie zasługa reżyserek sprawnie operujących metaforą, ale przede wszystkim samej Joli. Zadziornej, walecznej, pełnej dystansu i poczucia humoru.

– O, a tu są zdjęcia z tych moich wygłupów (z występów na scenie – przyp. redakcji). To moja koleżanka, ja ją ubieram tak jak siebie – śmieje się Jola. Siedzi przy stoliku w ulubionej szczecińskiej kawiarni,  cała w perłach, riuszkach i  koronkach. Pije sok pomarańczowy.

Drobna twarz, w białych, ufryzowanych falach włosów. Czerwona szminka, róż i zdecydowanie podkreślone brwi. Na szyi perły, wenecki haftowany kołnierzyk. Długie srebrno-czarne kolczyki i czerwone paznokcie. Czarna sukienka podkreślająca bardzo szczupłą talię. No i buty – długie czarne kozaki, na co najmniej 10-cio centymetrowym słupku. Jola wygląda jakby właśnie zeszła ze sceny. Ale nie, Jola wygląda tak zawsze.

-Jeździmy, śpiewamy, wszędzie gramy Wałęsę „Moja Miłość” Janusza Januszewskiego. Jola chaotycznie przewija zdjęcia na telefonie, pokazuje fotografie i krótkie filmiki. Niewyraźne, często poruszone, na każdym jednak  wygląda jak zjawisko.

– Jak Wojtek reaguje na Twoją karierę?
– Jakoś to znosi –  śmieje się Jola. – Jest wesołym człowiekiem, wygłupiamy się razem, śpiewamy do siebie z samego rana.

– Ale na pierwszym miejscu u Wojtka to są pomidory jednak – po pauzie, bez żalu stwierdza Jola.  Ja jestem na drugim miejscu, ale już się z tym pogodziłam.

– Ja jestem więcej żartobliwa, jak ojciec. Matka była piękna, ale taka bardziej płacząca. Przejmowała się losem ludzkim, bo  pracowała w szpitalu i każdą śmierć opłakiwała. Nie poświęciła się tak bardzo rodzinie, bo była babcia, a nas było pięcioro i dwie sieroty przygarnięte, a mama poświęcała 24 godziny pracy.

Mam już 70 lat i jak Piaf - niczego nie żałuję. Było pięknie, było źle, było smutno i wesoło. Życie urozmaicone miałam.

Mamo on przestał pić

– Córka mi napisała – mamo, on przestał pić. Nie wierzyłam, ale pojechałam do Włoch, bo już wtedy wiedziałam, że coś złego się ze mną dzieje.  Miałam w nocy potworne bóle. Mówiłam do Kasi i Gosi (reżyserek filmu „Lekcja miłości”- przyp. red.) – nic mnie nie obchodzi. Jak chcecie to nakręcajcie. Nie wiedziałyśmy tylko jak zrobić, by on (Bogdan – mąż, przyp. redakcji) wyraził zgodę na kręcenie, bo nigdy nie był trzeźwy. W końcu  ktoś go podpuścił, że kręcą film o Polakach za granicą i się zgodził. Powiedział wtedy – jestem czarnym charakterem – możecie kręcić.

–  Wybaczyłaś mu?

– Nie umiałabym go ukarać za to co mi zrobił. Nie nadawałabym się na sędziego. Przeszło, przeminęło z wiatrem Zapomniałam, to na pewno. Ludzie zrozumieli. Tylko teściowa powiedziała kiedyś, że gdybym umiała się zamknąć, to wszystko byłoby dobrze. Bo ja mu odpyskowywałam.

– Są ludzie którzy wiedzą. Komentują?

– Tak, mój brat powiedział:  Jolka, tak nie można.

Półwiecze niemiłości

-Jak poznałam Bogdana to udawał pana inżyniera. Nosił skórzaną teczkę. Dziewczyny za nim latały. Ja nie. Zaimponowało mi to że nigdy kobiety nie uderzył. Tak mówił. Pierwszy raz dostałam jeszcze przed ślubem. Ale  myślałam, że to z miłości. Potem uderzył mnie w ciąży. Z Żanetką. Pierwsza była.

– Szybko mi tę miłość wybił z głowy. W zimę kiedyś gonił mnie z siekierą, a moi synowe krzyczeli, że go zabiją. Dobrze zarabiał.  Nawet Mariott stawiał, ale nigdy, przenigdy mi wypłaty nie przyniósł! Jak pracował w Rosji, to mi nawet konto otworzył, ale jak chciałam wypłacić  pieniądze, to konto było zablokowane. Poszłam do samej dyrektorki banku, opowiedziałam jej całą historię i ona mi to konto odblokowała  i zaczęła wypłacać pieniądze.  Spotkałam wielu cudownych ludzi na swojej drodze! A on mi wszędzie wstyd robił!

– Kobiety boją się odejścia. Tacy jak on to są silni ludzie. Nawet jak kobieta odejdzie to oni je prześladują. W zemście potrafią zrobić wielką krzywdę. To jest tragiczne. Dobrze zrobiłam, odczekałam aż dzieci będą pełnoletnie i odejdą same. To nie jest łatwe. Dzieci teraz mówią, że powinnam to zrobić wcześniej, ale ja wiem, że one by wcześniej żadnego mężczyzny nie zaakceptowały.

– Jak już nie dałam rady to kupiłam działkę z taką altanką. Zaraz patrzę – mam sąsiada. A to był Bogdan. Zaczął nas ganiać.  To nie pierwsza moja ucieczka była. Pierwsza była do córki w Niemczech. Dała mi pieniądze i kupiłam tę działkę i zamieszkałam tam z maluchami: Ewelinką, Arturkiem i Maćkiem. Ewelinka, najmłodsza, miała 5 lat wtedy.  Urodziłam ją jak miałam 41 lat.

– Boisz się, że Bogdan się dowie o Wojtku?

– Już niczego się nie boję. On sobie na to zasłużył. Niech zobaczy do czego doprowadził. Chciałabym, by  lekcje o przemocy były w szkole.  Neurolog, psycholog powinien do szkoły przychodzić. Alkohol jest straszny. Niszczy, dzieci niszczy, niszczy wszystko.

W tej historii najważniejsi są ludzie. A Wojtek to taka wiśnia na torcie.

Radoszyce

-Tam bieda duża była. Wykańczałam jego dom rodzinny. Jak okna robiłam, to sama w ciąży drewno wiozłam do tartaku. On nic nie robił. Często wyjeżdżał i to mnie ratowało. Zawsze miał obiady ugotowane, wszystko było zrobione. Dobrze zarabiałam. A on mi nie dawał pieniędzy. Pił. Rozrabiał. Dostawałam kolegium. Policjantom mówiłam – no i kogo karzecie? Jego? Nie, mnie karzecie. I dzieci. Pytali: gdzie pani miała oczy? Tam, w Radoszycach, wielu ludzi dobrych spotkałam. I to była moja rodzina. Nie on, nie teściowa, tylko ci ludzie.

– Musiałam stamtąd uciec. Przed teściową głównie. I przed nim. Chociaż miałam tam kawiarenkę. Całkiem dobrze prosperowała. Uciekłam do rodzinnej willi w Szczecinie. Tam był ojczym, ale on tylko mamę kochał. Mówił do niej żaba. My musieliśmy się wycofać z tego domu. Kochaliśmy matkę i chcieliśmy dla niej jak najlepiej.

-Teraz, odkąd mama nie żyje,  wszyscy tam mieszkają. Bo my jesteśmy jedną wielką rodziną. Urządziłam tam sobie pokój. Nie pchałam się tam wcześniej ze względu na ojczyma. Powiedział kiedyś – pani miejsce jest przy mężu. Mnie się krzywda trzyma. W sercu.

Pogodno. Dom na działkach

– No to pojechałam do Niemiec. Córka dała mi pięć tysięcy i kupiłam domek na działkach. To było maleństwo, drewniane. Bez wody, kanalizacji, ogrzewania. Zrobiłam taką prowizoryczną toaletę. Mieszkałam tam z trójką moich najmłodszych.  Brat mi cały pokój tam dostawił. I dach pokrył i komin zrobili. Z mężem moim zresztą to zrobili, bo ich oszukałam, że to Niemca jest i że jak przyjedzie to im zapłaci. Bałam się pożaru, bo ciągle świece paliłam, to i prąd mi podciągnęli. Byłam tam bardzo szczęśliwa.  Chociaż często z szafki wyciągałam po pól sweterka, bo szczury tam były, a przecież nie mogłam ich wygonić, bo one były przed nami!(śmiech). Starałam się zdobyć inne lokum, ale powiedzieli mi w urzędzie: -proszę pani, pani mama ma willę. Obraziłam się więc i pojechałam do Włoch.

Italia

– To było 3 miesiące przed zakończeniem roku szkolnego. Załatwiłam sprawy i na drugi dzień, z trójką najmłodszych, byłam już we Włoszech. Zamieszkałam u córki, bo ona wyszła tam za mąż .Pomogła mi, ściągnęła Roberta, który miał wtedy 15 lat. Żanetka mieszkała już w Niemczech a Ewelinka we Włoszech. Pracowałam u takiej bogatej Amerykanki, opiekowałam się jej dzieckiem, a swoje dzieci przemycałam. Mieszkały ze mną w pokoju, nielegalnie,  ale ona szybko się zorientowała, bo przecież ja codziennie te swoje dzieci do szkoły rano wyprawiałam i tego jej Amerykańca też. Cały dom  jej prowadziłam, szyłam na maszynie. Ciężko tylko z językiem było. Ona po angielsku, ja trochę po włosku. Jolandina do mnie wołała. Cudowna kobieta. Dużo mi pomogła, dzieci obkupiła. Zresztą bardzo mi tam we Włoszech wszyscy pomagali.  Potem pojechałam w Alpy, bardzo wysoko. Tam opiekowałam się starszymi ludźmi. No, niejeden umarł mi na rękach. I języka już się uczyłam, razem z takimi Ukrainkami. Miałam wtedy jakieś 49 lat. Potem wynajęłam sobie mieszkanie. Nigdy nie miałam tam kłopotu z żadną pracą. Byłam wręcz rozchwytywana! No a potem kupiłam ten dom w Vernio. Głównie dzięki mojej cudownej synowej, Włoszce.

Jestem Jolką

– Zawsze długie włosy nosiłam. Ale Bogdan mnie za nie łapał. No i zaczęłam je podwijać, by mnie nie ciągnął. Wszystkie moje koleżanki kilku mężów miały. Umierali po kolei. A ja mówiłam –  Boże, a ja nie mogę się od tego jednego uwolnić! We Włoszech, wiadomo, same kłopoty miałam. Miłe, ale kłopoty. Może przez ten mój włoski temperament? (śmiech). No Włosi zwracali na mnie uwagę. Bo ja lubiłam być zawsze pięknie ubrana!  Większość ubrań zresztą mam z Włoch. Nie umiem się inaczej ubierać. Nawet jak pracowałam ze starszymi ludźmi, w opiece, to tak się ubierałam. Moja mam też zawsze tak się ubierała. Nie umiałam inaczej. Nawet już 5 dni po operacji się pomalowałam,  nie wytrzymałam. Do operacji też bym się wymalowała, jakby mi pozwolono.

– Jestem naturalną blondynką. Już w szkole się malowałam, bo taka blada byłam. Siwa na mnie wołali. Pan profesor chciał mi to zmywać, ale się nie dało, bo to henna była. A ja miałam ubaw. Duże powodzenie zawsze miałam. Dziewczyny mi zazdrościły, bo piękni chłopcy się koło mnie kręcili. Zawsze jednak coś mi nie pasowało – każdy chciał się od razu żenić. A ja nie chciałam. No i wybrałam. Najlepszego…

– Te moje stroje to taka nostalgia za dawnymi czasami.  Bardzo tęsknię za takim życiem. Biorę lekcje śpiewu, uczę się grać na pianinie, ciągnę schedę Ordonówny. Muszę – ona umarła w 1950 roku, a ja się wtedy urodziłam. Dzieciaki udało mi się wychować na dobrych i uczciwych ludzi.  Ale moje dziewczyny są raczej do ojca podobne. Żadna nie ubiera się tak jak ja. Synów mam wspaniałych. Na szczęście żaden nie poszedł w ślady ojca. Wszyscy mają smykałkę elektroniczną. Nie wiem po kim. Utalentowani tacy.

- Jezu – w tym wieku nic mnie już nie czeka - mówią kobiety. Nieprawda, czeka ich piękne życie. W każdym wieku zdarzyć się może piękna miłość.

Wojtek. Wiśnia na torcie.

– Wojtka to ja u pana Boga wyprosiłam. Powiedziałam Bogdanowi kiedyś: zobaczysz, znajdę sobie dobrego człowieka, nawet na wózku, ale takiego co mnie będzie szanował. Wywalił mnie wtedy. No to poszłam. Myśli już wtedy miałam kudłate i często myślałam o odejściu. Pana Boga prosiłam: panie Boże zabierz go, zabierz, bo nie dam rady. We Włoszech też już nie dawałam rady, odkąd Bogdan się tam zainstalował. Już tam bardzo się źle czułam. Wiedziałam, że coś dzieje się z moim zdrowiem. Postanowiłam wrócić do Polski, by tu umrzeć. No, ale wcześniej poszłam do „Uśmiechu”, do tej kawiarni i dostałam krwotoku. Syn zawiózł mnie do szpitala. Stwierdzili raka żołądka. Po operacji mieszkałam w wilii mamy, a potem pojechałam do przyjaciółki do Holandii. Tam zajęłam się sobą, chodziłam na kawę rano, obserwowałam  ludzi, żyłam. Odpoczywałam. Po tej operacji zaczęłam się przyglądać ludziom w „Cafe Uśmiech”. Jak  oni się pięknie bawili. Mężczyźni do tańca mnie prosili. Ale wszyscy mówili to samo. Nie przejmowałam się. Tańczyć lubię, muzykę lubię, to tańczyłam.  No i patrzę, siedzi Wojtek przy stole. Wąsy, broda i pełno kobiet wokół niego. No i on płaci za wszystkie. I cały czas się do mnie uśmiecha, cały czas się patrzy. Tańczymy, a on mi mówi, że jestem inna, niż tamte. Ale ja już to gadanie znałam.  No i Lodzia mnie zdradziła! Ta moja koleżanka! Nigdy numeru telefonu żadnemu facetowi nie dawałam, bo stwierdziłam, że mężczyźni u mnie są  już przegrani. Ten rozdział zamknęłam. No a tu  dzwoni do mnie jakiś facet. I mówi: pani Jolu potrzebuję opieki, rękę w maszynę wsadziłem,  może pani do mnie przyjść? Poszłam po siostrę i poszłam do niego. On w gipsie, taki zrozpaczony, pyta czy ja będę mogła do niego przychodzić. Ja, córka pielęgniarki, że oczywiście. Pytam potem Lodzi – Lodzia, to Twoja robota chyba, co? No i zaczęłam mu te opatrunki robić. Zaczęło się od smarowania, a skończyło wiadomo jak (śmiech).  Jolcia mówi do mnie, ma niesamowite poczucie humoru, uwielbiam to. Nawet ja się na niego zezłoszczę, to  Jolcia zastępuje przepraszam.  Wojtek ma 82 lata. Nie wygląda- prawda? Na placuszkach moich, naleśniczkach taki ładny się zrobił. (śmiech)

– Nalega, byś wzięła rozwód?

– Cały czas nalega, ale ja mu mówię – Wojtek, rozwód mnie zabije. Chcesz mnie zabić? Ja jestem przed trzecią operacją, będzie straszna awantura, on (Bogdan – przyp. red.) ani mnie ani dzieciom żyć przecież nie da. Podział majątku będzie trwał lata, a dlaczego ja mam majątek mu oddać?  Kocham Cię,  Ty mnie kochasz, to wystarczy. Kupił mi pierścionek zaręczynowy. On czeka, wiadomo na co czeka. No wtedy to i ja się zdecyduję. Nawet jakby miało to być godzinę przed śmiercią. Po to by był szczęśliwy. I ja bym szczęśliwa odeszła. Bo on mnie naprawdę bardzo kocha.

– Krążyłam wokół Ciebie całe życie – powiedziałam mu kiedyś.

Czujesz się gwiazdą?

-Nie jestem gwiazdą. Bardzo chcę pomóc ludziom. Kamery mnie nie obchodzą. Bardzo bym chciała, by do szkoły zostały wprowadzone lekcje dotyczące przemocy, to bardzo ważne dla młodych, którzy nie zdają sobie sprawy z niej, bo tylko to wynieśli z domu.

-Czy takie zajęcia w szkole o przemocy by pomogły?

– Tak. I wprowadzenie kamer do domów. Sędziowie nie mają pojęcia o przemocy, a tak byłby dowód.

– Gdybyś wiedziała, mając 19 lat, kiedy wychodziłaś za Bogdana, kim jest, wyszłabyś za niego?

– Nie. Facet jak raz uderzył, uderzy drugi raz. Będzie do końca życia tłukł. Piszę nieraz wiersze o tym.

-A film, „Lekcja miłości”, to historia bardziej o przemocy czy o miłości?

– To historia o przemocy i o miłości. Bo ja bardzo Bogdana kiedyś kochałam. Nie wiedziałam, dlaczego on bije, kiedy go tam kocham. Tak bardzo się starałam przecież. Trwałam, bo przecież mówili: na dobre i na złe.

Gosię i Kasię (reżyserki filmu „lekcja miłości) spotkałam w „Cafe Uśmiech”. Kręciły film o starszych ludziach. Ten film, to pierwotnie nie miała być historia o mnie, tylko o ludziach którzy tam przychodzą, tańczą, czasem łączą się w pary. No a wyszła historia, która jest inspiracją dla kobiet, które tkwią w przemocowych związkach.

– Jezu – w tym wieku nic mnie już nie czeka – mówią kobiety. Nieprawda, czeka ich piękne życie. Wojtek nawet jak śpi, to musi czuć obok moja rękę. W każdym wieku zdarzyć się może piękna  miłość.

Miłość mi wszystko wybaczy

– Skąd ten głos wzięłaś  Jola?

– Moja koleżanka, jak usłyszała jak śpiewam to zaprowadziła mnie do takiego zespołu w „Cafe Usmiech” I jak zaśpiewałam „Jarzębinę czerwoną”, to szef tego zespołu zaczął krzyczeć – ona ma talent!. No a potem poszłam do „13 Muz”. Zaśpiewałam „Miłość Ci wszystko wybaczy” i „Pierwszy znak”  Ordonki – oni zachwyceni! Tę Ordonkę to ja  już w szpitalu śpiewałam. I inne moje piosenki też. Bo ja też piosenki piszę. Taka Amerykanka, Barbara powiedziała mi kiedyś – Ty masz głos Ordonki, Ty musisz śpiewać! Nikt Twojego głosu nie podrobi.

– Na scenie czuję się bardzo swobodnie. Teraz jadę do Niemiec, na występy. Będziemy śpiewać Ordonki. I inne rzeczy też.

Film „Lekcja miłości” był pokazywany podczas 17. Millenium Docs Against Gravity, na którym zdobył dwie nagrody: Grand Prix Dolnego Śląska za ujmujący sposób prowadzenia opowieści, za zdecydowany sprzeciw wobec przemocy w rodzinie i afirmację miłości w każdej jej postaci oraz nagrodę specjalną od miesięcznika „Zwierciadło” dla najlepszego filmu o tematyce psychologicznej.

Informacje o pokazach filmu „Lekcja miłości” można znaleźć na profilu FB:  https://www.facebook.com/LessonsofLoveDoc