Na krańcu Warszawy. Moje miejsce do życia – #POKOLENIA 27

Gdy w końcu lat 60. ubiegłego wieku sprowadziliśmy się do Falenicy, polubienie tej nowej, „małej ojczyzny” nie było łatwe. Wręcz niemożliwe. Bo co tu było do lubienia i podziwiania? Resztki dawnego letniska, kilka małych sklepików, błoto na niewybrukowanych ulicach? No, może nowy kościół na wzgórzu, ładny budynek przedszkola, pobliskie sosnowe lasy i wydmy.

Mieszkanie tutaj w latach 70. i 80. to czas trudnej walki o przetrwanie, w czym niebagatelną rolę odgrywały łokcie, konieczne, by się dostać do pociągu lub autobusu. Każdy, kto wtedy dojeżdżał do pracy z tzw. Linii Otwockiej, zna ten koszmar. Wobec braku kanalizacji, utwardzonych ulic i telefonów pocieszaliśmy się istnieniem rozległego bazaru, gdzie co sobota, oprócz rolników, pojawiali się hodowcy gołębi z całego rejonu Warszawy. Muszę przypomnieć, że kiedyś Falenica była zagłębiem gołębiarskim, dziś zostało tylko kilka gołębników. Targ zwierząt (były tu też sprzedawane króliki, pisklęta, psy, papugi i kanarki) wyprowadzono z bazaru w latach 90. ze względów sanitarnych.

Uroda i brzydota

Budynek dworca (dziś Kinokawiarnia) był zbudowany w latach 20. w stylu Bauhaus. Okazały, jedyny taki na linii kolejowej Warszawa Wschodnia – Otwock, miał restaurację, przechowalnię bagażu, hotelik na piętrze i żyrandol zwisający z pięknych kasetonów drewnianego sufitu. Po wojnie stopniowo popadał w zaniedbanie. Rano jego poczekalnię napełniał półśpiący jeszcze tłum ludzi pracujących w Warszawie. Ławki były dwie; jeżeli pociąg się spóźniał, a zdarzało się to często, tylko nieliczni mieli komfort czekania na siedząco. Wszędzie snuł się siwy dym papierosów, śmierdziało w zimie, a jeszcze bardziej w lecie od rzadko mytych ciał. Cóż, niektórzy obywatele nie mieli wody w kranach, studnie i wychodki były na podwórkach. Dworcowa restauracja przekształciła się w zapluty bar dla pijaków. Żyrandol i malowidła zniknęły, ściany były coraz brudniejsze.

Murowane budynki w okolicy stacji, dopóki ich nie zburzono w okresie poszerzania jezdni, też były odrapane, brzydkie. Domy mieszkalne, budowane w latach 30., pilnie prosiły o remont elewacji (niektóre proszą się do tej pory). Tak dziś nostalgicznie wspominane kino „Szpak”, działające w dobudówce do remizy strażackiej, było jedyną placówką kulturalną (oprócz wypożyczalni książek). Owszem, można tu było obejrzeć głośne filmy, ale sala kinowa stopniowo zamieniała się w ruinę. Nie miała porządnego ogrzewania, krzesła były niewygodne i na dodatek miejscowa łobuzeria pozwalała tu sobie na różne ekscesy. Telewizja stała się zbyt silną konkurencją dla tego kina, którego nie opłacało się modernizować. Padło w latach 90. Na jego miejscu stoi teraz niewielki bank. A wspaniałe kino mamy na stacji kolejowej.

Od letniska do przeludnionej sypialni Warszawy

Charakter mojej miejscowości podlegał licznym zmianom. Pierwotna rybacka wieś nadwiślańska, część folwarku Błota, zniknęła na początku XX w., a powstało letnisko, bardzo popularne dzięki bliskości Warszawy i sosnowym lasom. W niepodległej Polsce szybko przybywało tu domów, a w lecie, dzięki letnikom, podwajała się liczba mieszkańców. Osadnictwo żydowskie zmieniło początkowy skład etniczny mieszkańców: w 1936 r. w liczbie prawie 9 tys. mieszkańców Żydzi stanowili ok. 60%, Polacy-katolicy około 25% a Niemcy-ewangelicy około 15%.

Po wojnie nie było już letniska i zostali sami Polacy. Żydzi zginęli, głównie w Treblince, Niemców wysiedlono. Czym więc stała się powojenna Falenica?  Straszliwie przeludnioną sypialnią dla zburzonej Warszawy. Stłoczenie ludzi w drewnianych „letniakach” skutkowało pożarami z powodu przeciążonych instalacji, później podpalano drewniane domy dla uzyskania lepszego mieszkania. Na miejscu zlikwidowanego w 1942 roku getta, gdzie stłoczono kilka tysięcy ludzi, zostało pogorzelisko. Na tym terenie zaczęły powstawać domy Pracowniczej Spółdzielni Mieszkaniowej. Nastąpiła kolejna metamorfoza – z drewnianej, Falenica stała się murowana.  Po wschodniej stronie torów powstały domy spółdzielcze o bardzo niewyszukanej architekturze. Z latami obrosły w różne dobudówki, a pomysłowość mieszkańców w tym zakresie nie miała granic. My też dobudowaliśmy sobie dodatkowe 20 metrów kw.  O samej spółdzielni, która likwiduje się już 40 lat, pisać nie będę, bo staram się dbać o swoje zdrowie psychiczne.

Zamiast letniska

Wielu starych mieszkańców żałuje dawnego letniska, ale wszyscy cieszą się nowymi obiektami użyteczności publicznej. Po zmianie ustrojowej powstało kilka przychodni i aptek, nowe restauracje – indyjska, japońska, włoska i luksusowa („Letnisko”), nowe duże sklepy (Mrówka, Biedronka, Stokrotka). Otwarcie Kinokawiarni Stacja Falenica z ciekawym muralem w 2010 r. stało się doniosłym wydarzeniem, nie tylko ze względu na remont wnętrza budynku, ale powstanie nietypowego kina. Wkrótce potem zabytkowy szalecik (z łaźnią) z początku XX wieku, sąsiadujący ze stacją, został przekształcony w pizzerię „Pendolino”. Te zalety Falenicy docenili deweloperzy budujący nowe osiedla na błoniach sąsiadujących z Wałem Miedzeszyńskim i przy ulicy Bysławskiej (tzw. Miasteczko Wawer).

Nowi mieszkańcy zapewne nie wiedzą, jak bardzo zmieniała się Falenica – niewiele miasteczek przeszło tak duże przeobrażenia.  Od małej wsi nad Wisłą, przez Wille Falenickie  dwa kilometry dalej (w pobliżu niedawno zbudowanej linii kolejowej), do miasteczka, które w 1925 r. stało się centrum sporej gminy Letnisko-Falenica, która rozciągała się od Świdra do Anina. Po podziale gminy i włączeniu jej północnej części do Warszawy naszemu miasteczku ostała się nazwa Falenica i mało ważny status osiedla o kształcie szczupłej ryby, rozciągniętej od Wisły na wschód, a kończącej się za wydmami Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Tyle o zmianach geograficznych.

Cywilizacja i małe rewolucje

Stopniowo zaczęliśmy tu doświadczać dobrodziejstw cywilizacji. Najpierw doprowadzono gaz, który zastąpił piece węglowe (niestety nie u wszystkich, stąd uciążliwy smog). Na początku lat 80. założono nam telefony. Poprawiała się też komunikacja naszych peryferii ze stolicą. Gdy przyszedł upadek PRL- u, okazało się, że jest czym handlować. Nigdy nie zapomnę stołów zapełnionych upragnionym mięsem, a rozstawionych przy głównej ulicy, dziesiątków tzw. szczęk, stolików i gazet na ziemi – pełnych wszelkiego towaru. Jakby wracała tradycja dawnej ulicy Handlowej spalonej podczas tzw. Bitwy Falenickiej we wrześniu 1939 r. Wkrótce ten uliczny handel udało się prawie w całości wtłoczyć na plac, pod daszki, do sklepików i stworzyć bazar, który obecnie przeżywa (razem z klientami) modernizacyjną rewolucję.

Chociaż zdecydowana większość mieszkańców osiedliła się tu po wojnie, znaleźli się tacy, którzy pragnęli przywołać świetność dawnego letniska, gdy działał tu teatr, odbywały się różne atrakcje na świeżym powietrzu. Powstało Falenickie Towarzystwo Kulturalne, które od 2002 roku organizuje koncerty letnie i Parady Niepodległości. Od 2006 r. działa teatr przy Klubie Kultury, a Kinokawiarnia Stacja Falenica, oprócz najnowszych filmów, oferuje też różne atrakcje kulturalne. Od 2019 r. koncerty bluesowe organizuje restauracja Stara Kuźnia. W lipcu 2020 r. otwarto Kulturotekę, której sala widowiskowa umożliwia urządzanie koncertów i przedstawień teatralnych. Wreszcie, ku radości czytelników, odpowiednią siedzibę znalazła tam falenicka biblioteka.

Część tożsamości

Jestem pewna, że wielu mieszkańców stolicy uważa, że Falenica w dzielnicy Wawer to miejscowość podwarszawska. Jeszcze niedawno przychodziły do nas listy na adres: „k/Warszawy”. Także o innych osiedlach wawerskich nadal można przeczytać w prasie, że są „podwarszawskie”.  Fakt. Falenica nie pretenduje do stołeczności, ale marzy o tym, aby wydobyć się z zapyzienia. Ma niezwykłą letniskowo-żydowsko-tragiczną przeszłość, której pozostałości są nadal widoczne, choćby w tzw. „świdermajerach”. To piętrowe drewniane domy z pięknymi werandami, zdobione snycerką, z pazdurami na dachach. Były letnimi rezydencjami bogatszych warszawiaków, często przeznaczane na pensjonaty. Niewiele ich zostało. Najładniejszy, „Złota Marysieńka”, cieszy oko dzięki temu, że przeszedł w ręce zakonu jezuitów, którzy dokonali niezbędnej konserwacji. Większość biedniejszych, parterowych „letniaków” nie przetrwała wojennych pożarów, powojennych rozbiórek na opał, zaniedbania. Te, które miały bardziej troskliwych lokatorów tkwią jak smętne rodzynki między zabudową spółdzielczą z lat 1950–1970 i późniejszymi, coraz ładniejszymi domami jednorodzinnymi. W Falenicy znajdzie się wszystko – od bieda-domków, przez pielęgnowane „świdermajery”, „domki Baby-Jagi” bliźniaki i szeregowce spółdzielcze, aż po „dworki” i inne współczesne cuda małej architektury. Niektóre nawiązują do tradycji „świdermajerów”, ozdobiono je ładnymi drewnianymi ornamentami.

Falenica nadal ma miejsca brzydkie, zaniedbane, opuszczone (nawet w tzw. centrum), walące się drewniaki, wiele „kopciuchów” produkujących smog. Trzeba sporo dobrej woli, aby docenić jej atuty wśród wawerskich osiedli. Nieraz popatruję z zazdrością na miejsca mniej dotknięte przez historię, bardziej eleganckie, np. osiedle Anin. Po latach już wiem, że interesowanie się historią, wzmocniło moje uczucie zadomowienia w Falenicy. Odkrywanie jej przeszłości, angażowanie się w teraźniejszość, zbudowało swoistą więź z ludźmi, domami i problemami. To właśnie może przydarzyć się każdemu, kto traktuje miejsce zamieszkania jako ważny element swojej tożsamości.