#POKOLENIA
ARTYKUŁY
Na miłość nigdy nie jest za późno #POKOLENIA 5
Ile miałaś lat, kiedy owdowiałaś drugi raz i jak długo byłaś sama?
– Miałam 52 lata, mąż był ode mnie sporo starszy, o 18 lat, ale i tak stworzyliśmy wspaniały związek trwający dwie dekady. Po jego śmierci byłam sama przez kilka lat, ale psychicznie nie mogłam znieść samotności i zaczęłam sobie szukać partnera w biurach matrymonialnych. A potem otworzyłam swoje własne.
Otworzyłaś biuro matrymonialne?
– Tak, dokładnie tak. (śmiech)
Czy to był twój pomysł na samotność?
– W pewnym sensie tak. Ale może raczej sposób na znalezienie sobie partnera. Miałam wrażenie, że sama „pozyskując” klientów, mam jakiś wpływ na to, jacy są.
I to prawda? Miałaś wpływ?
– Trochę tak. Chociaż oczywiście nigdy nie jesteś w stanie poznać kogoś po jednym czy dwóch spotkaniach. Ale moje biuro nie było wirtualne. Ja naprawdę spotykałam się z kobietami i mężczyznami. Organizowałam dla nich różnego rodzaju imprezy, wyjazdy, zabawy. To były takie integracyjno-poznawcze eventy. Wspominam to jako fantastyczny czas.
Jak długo prowadziłaś to biuro? Udało ci się połączyć jakieś pary?
– Samo biuro prowadziłam przez cztery lata. Miałam sporo klientów, większość kobiet i to atrakcyjnych oraz ustabilizowanych. Z mężczyznami było gorzej. Sporo zgłaszało się takich lekkoduchów, bez stałego dochodu oraz mieszkania. Chcieli się podczepić pod zamożną ładną kobietę, bo takich szukali. Na szczęście zgłaszali się też wartościowi, mocno zapracowani panowie, którzy nie mieli czasu na szukanie partnerki życiowej. Zawsze mnie to dziwiło.
Co cię dziwiło? Że faceci szukają bogatych partnerek?
– Nie, że są tacy… leniwi. Że im się nie chce rozejrzeć dookoła. Jest przecież tyle atrakcyjnych kobiet chętnych do tego, aby ułożyć sobie życie w dobrym związku. Ale mam wrażenie, że panowie wolą iść na gotowe. Inna sprawa, że zawsze znajdzie się margines tych polujących na dobra materialne, a nie szukających prawdziwej przyjaźni i miłości.
Ale to chyba dotyczy również niektórych kobiet?
– Dokładnie tak. Ale ja na szczęście nie miałam zbyt dużo takich „poszukiwaczy”. Do mojego biura zgłaszały się osoby naprawdę pragnące trwałego związku. Może dlatego, że poznawaliśmy się w realu. Tu trudniej jest udawać.
No tak. Internet zniesie wszystko. A wracając do biura, opowiedz trochę, jak to działało.
– W tradycyjnej formie firma funkcjonowała przez cztery lata. Później zaczęłam organizować imprezy integracyjne, na które zapraszałam klientów. Zawsze były wyjazdowe, weekendowe, w atrakcyjne miejsca (morze, góry, jeziora itp.) i było dość czasu, by obserwować potencjalnego partnera/partnerkę w różnych sytuacjach. To lepsze niż umówione przez biuro spotkanie na kawę, gdzie każdy chce zaprezentować się jak najlepiej i sporo rzeczy okazuje się przekłamanych. Na imprezach wyjazdowych tak się nie dało. Były wycieczki po okolicy, wspólne zabawy, wieczorki taneczne… Różne sytuacje. Kosztowało to też trochę, więc selekcja odbywała się już na wstępie. W ciągu siedmiu lat działania na polu matrymonialnym (tradycyjne kontakty i integracje) skojarzyłam ponad 30 par. Nie wszyscy od razu wzięli ślub, ale z tego, co wiem, są w tych związkach nadal. Bardzo mnie to cieszy.
Rozumiem, że to było skuteczne lekarstwo na twoją samotność. I satysfakcja, że to, co robisz, ma jakiś sens. Bo przecież dzięki tobie wiele par znalazło swoje szczęście.
– Tak, chyba masz rację. To był fajny czas. I powiem ci, że z wieloma parami utrzymuję kontakty do dzisiaj. Może nie tak bardzo bliskie, ale jednak. Wiem też, że jeżdżą dalej na te wspólne wycieczki. Już nie po to, aby kogoś poznać, ale po to, aby zwyczajnie pobyć razem w gronie wspólnych przyjaciół.
A co z tobą? Znalazłaś swoją połówkę?
– Wyobraź sobie, że tak. Co prawda nie za pośrednictwem mojego biura (śmiech), ale znalazłam.
Ha! A więc jednak! Fantastycznie. Opowiesz, jak to było? Wiesz, dlaczego cię tak wypytuję – bo twoja historia jest bardzo inspirująca dla innych. Jest sporo kobiet, które siedząc samotnie w domu, nie mają odwagi wyjść do ludzi. Spotkać się, otworzyć trochę na to, co los przyniesie.
– Wiem, że tak jest. Dlatego dzielę się z tobą moją historią. I zawsze powtarzam, że warto spróbować. Warto się otworzyć. Jest tyle możliwości na to, żeby poznać nowych ludzi. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok.
Więc jak to było u ciebie?
– Znaliśmy się chyba jakieś trzy lata na gruncie przyjacielskim i tylko takim. Ja o związku już właściwie nie myślałam i głośno to deklarowałam, bo przyzwyczaiłam się już do bycia singielką i było mi z tym po prostu wygodnie. Ale wytrwałość mojego adoratora w końcu przełamała mój opór i zmieniłam zadanie. Zimą zamieszkaliśmy razem a jesienią wzięliśmy ślub… I to jaki! Chyba jedyny taki w Polsce. W nocy, na plaży. Pomysł mojego męża, który wiedział, jak bardzo kocham morze. Mnie się spodobał ten szalony pomysł. Załatwiliśmy formalności i stało się. W strojach mocno plażowych, boso, ale z fantazją. I jak romantycznie! Nigdy nie przypuszczałam, że może mnie jeszcze spotkać coś tak wspaniałego. Niezapomniane wydarzenie i cudowne wspomnienie do końca życia. Ile mieliśmy lat? Mój mąż wtedy był po sześćdziesiątce, a ja kilka lat od niego starsza. Mam nadzieję, że wybaczysz i uznasz taką trochę wymijającą odpowiedź. (śmiech)