Pamiętnik z czasów zarazy #POKOLENIA 19

Styczeń 2020

Docierają niepokojące wieści z Chin, jednak są zbyt daleko, aby się naprawdę bać. Stale się tam wykluwają jakieś epidemie, może dlatego, że Chińczyków jest tak dużo? Z lekkim dystansem obserwujemy, co robi tamtejszy rząd, w przekonaniu, że lepiej sobie poradzi z problemami 1 mld obywateli niż nasz, który ma 38 mln krytyków.

Luty 2020

Zaczynamy się poważnie martwić, bo wygląda na to, że COVID-19 na dobre się rozszalał, powala ludzi z przerażającą łatwością. Nadal jest to tylko problem Chińczyków, choć dotknął też tysiące turystów. Myślimy sobie „biedni ci bogaci seniorzy na statkach wycieczkowych”. Czy to aby nie schadenfreude? Nie przeczuwamy, że my też wkrótce będziemy musieli przechodzić kwarantannę.

Marzec 2020

Wirus już w Europie, dość daleko, co prawda, bo we Włoszech. Ach ci Włosi, za dużo gadają, za wiele się całują i mają za swoje. Za chwilę refleksja: przecież są ferie, wielu naszych tam pojechało, jeszcze coś przywloką!

10 marca

Wykrakałam, już go mamy w Polsce. Narasta poczucie niepokoju, potem strachu. To wierny towarzysz seniorów, już my wiemy, że będzie źle, bo źle było już nieraz. Boimy się o rodziny bardziej niż rodziny o nas. Mamy jednak nadzieję, że środki izolacji podjęte za późno we Włoszech, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii u nas zadziałają profilaktycznie.

13 marca

Pokornie godzimy się zamknąć się w domach, my staruszkowie po siedemdziesiątce i wyżej, podobno najbardziej narażeni na bolesną śmierć z powodu koronawirusa. Po bolesnych rozterkach rezygnujemy z wyjazdu na rodzinne spotkanie w odległym mieście w obawie, że zostaniemy tam na zawsze. Gdzieś tam tli się nadzieja, że Polska jakoś się wywinie. Wkrótce ta nadzieja nas opuści.

17 marca

Decydujemy się na stałe rozłożyć stół w jadalni, aby spróbować, czy da się na nim grać w ping-ponga. Da się, choć wymiarów nie trzyma. Funkcję siatki pełni z powodzeniem tekturka. Przed rozpoczęciem gry trzeba koniecznie zasłonić wszystkie zakamarki, bo inaczej grozi przeszukiwanie zagajnika domowych roślin i wpełzanie pod fortepian, bardzo ryzykowne dla mało już giętkich zawodników.

20 marca

Już widać, że epidemia nas nie ominie. My, seniorzy, możemy się pocieszać, że chociaż znajdujemy się w grupie najwyższego ryzyka, jesteśmy w lepszej sytuacji niż nasze dzieci. Nie musimy martwić się o pracę i dochody, pilnować domowego nauczania wnuków, łagodzić frustracji zakochanych małolatów. Nasi bliscy czują, że mogą nas stracić, bardziej interesują się teraz naszym samopoczuciem, robią zakupy. Miło doznawać takiej troski, ale jak się nią cieszyć, skoro coraz więcej ludzi młodych zaraża się i umiera? Czy w końcu zostaniemy sami, my, staruszkowie?

25 marca

Bezmiar „wolnego” czasu ma swoje dobre i złe strony. Po wysprzątaniu szaf i ogródka można się rzucić na lekturę, ale skąd ją wziąć? Przyzwyczajona do czytania papieru stwierdzam z trwogą, że właśnie skończyłam ostatnią z 20 wypożyczonych w grudniu powieści (nasza biblioteka się przeprowadza, a inne zamknięte). Sięgam więc po raz kolejny po Czarodziejską górę Manna i co odkrywam? Przerażające podobieństwa luksusowego życia pensjonariuszy „Berghofu” w uzdrowisku Davos do sytuacji zamknięcia w swoim nieźle zaopatrzonym domu. Dużo dobrego jedzenia na zmniejszenie stresu (a waga idzie w górę), kojąca rutyna codziennych czynności, podobne przeżywanie czasu (niby się wlecze, ale tygodnie mijają chyżo), przekonanie, że opuszczenie domu źle się skończy. Czy wyjdziemy z pandemii jak Hans Castorp – na wojnę? A może przyzwyczaimy się do zamknięcia, zajmiemy się wyłącznie sobą, spodoba nam się izolacja od reszty świata? Przerzucam się na polską klasykę, ale niezawodna Lalka tym razem też budzi mnóstwo smutnych refleksji.

Kwiecień 2020

Zbliżają się Święta Wielkanocne i już wiadomo, że będą inne. Zgromadzenia wykluczone, kościoły praktycznie zamknięte, limit wiernych to pięć osób, więc nie ma co ruszać się z domu i próbować, czy nas wpuszczą. Mamy za to niezwykłą sposobność udziału w rekolekcjach online, uczestniczenia w triduum paschalnym nagrywanym z kościołów, do jakich byśmy nie dotarli. W domu jest mniej uroczyście, ale za to wygodniej i… bezpieczniej. Z niejakim żalem rezygnujemy z poświęcenia symbolicznej palmy w Niedzielę Palmową, a także z ogromnych zakupów świątecznych. Po co, skoro nie będzie gości? Niektórzy mężowie (np. mój i przyjaciółki) zawłaszczają sobie prawo do zakupów, demonstrując z powagą ubiór ochronny (czapa, bandana, kurtka, dwie pary rękawic – w sumie wygląd terrorysty). Powrotowi ze sklepu towarzyszy uroczysty ceremoniał odkażania i kwarantanny dla produktów.

11-12 kwietnia

Sami poświęcamy skromny koszyczek, jajka malowane tylko cebulowymi łupinami, z ulgą rezygnujemy z niezdrowej białej kiełbasy. Nie robię pracochłonnych kolorowych mazurków, ale satysfakcja szybko więdnie, bo jednak chętnie by się zjadło…. Niestety nie ma. Przez trzy dni odgrzewamy jedną olbrzymią, kruszącą się babę drożdżową. W piękną niedzielę z duszą na ramieniu wyjeżdżamy do lasu. Kije do nordic walkingu mają służyć za usprawiedliwienie (lekarz zalecił!). Dreszczyk był, ale mandat nas ominął. W poniedziałek nikt nikogo nie polewał, po co kultywować głupie obyczaje, gdy epidemia już zmienia się w pandemię?

15 kwietnia

Rząd wprowadza dalsze środki ostrożności, potrzebne więc są maseczki. Internet oferuje łatwe sposoby szycia, otwieram odpowiedni film i po minucie mam wrażenie, że już wiem, co robić. Wrażenie okazało się złudne, gdy przychodzi do składania wyciętych prostokątów. Niby proste, więc już po godzinnej próbie udaje się przygotować kilka egzemplarzy do zszycia. Wygrzebałam ze schowka maszynę, bohatersko nawlekłam igłę (dziurka zrobiła się jakby mniejsza) i przeszyłam. Po wywróceniu na drugą stronę okazało się, że gumki są w środku. A więc prucie i jeszcze jedna (potem druga i trzecia) konfrontacja z filmem na ekranie komputera. Już wiem, zmieniam, szyję i … znowu to samo. Gdyby się nie udało za trzecim razem, chyba bym poległa. Po siódmej masce kończą się zapasy gumek, przecinam więc szeroką majtkową wzdłuż i bardzo dumna z siebie stwierdzam przy przymiarce, że wszystko się pruje. Jedne gumki są za długie, inne – za grube. Dobrze, że cztery maski dadzą się nosić na zmianę. Pierzemy je i prasujemy po użyciu z satysfakcją osłabianą jedynie opiniami ekspertów, że takie maski (nawet z wkładką) zupełnie nie chronią przed wirusem. Jeden łaskawca przyznał jednak, że mają dobry wpływ na psychikę. Może.

20 kwietnia

Maski noszą prawie wszyscy, nawet w lesie. Bardzo to krzepiące. Dziwne, że wątpiąc w możliwość zarażenia, mijamy się w tych maskach w sporej odległości. Witam radośnie spacerujących, uśmiechając się oczami, lecz widzę, że niektórzy reagują bez entuzjazmu. Boją się, że wirus jednak na nich przeskoczy?

26 kwietnia

Coraz smutniej w kraju nie tylko z powodu widma gospodarczej recesji. Zaledwie 40 dni od oficjalnego uznania istnienia epidemii, a już pojawiły się złowieszcze oznaki anarchizacji życia społecznego, zaczęto szykanować lekarzy i pielęgniarki, narosły najdziwniejsze teorie spiskowe, rozważania o tym, kto w kryzysie miałby mieć pierwszeństwo do leczenia i pomocy. Po miodowym miesiącu troski o seniorów już słychać głosy, że emeryci, ta duża grupa społeczna, najlepiej wyjdzie na kryzysie, sobie sama poradzi, bo ma zapewnione środki utrzymania. Można ich złożyć w ofierze, aby reszta mogła przetrwać. Ta reszta zaczyna szukać winnych pandemii, padają absurdalne oskarżenia. Zakażonych przybywa, ofiar – też. Co będzie w maju?