Rząd wprowadza dalsze środki ostrożności, potrzebne więc są maseczki. Internet oferuje łatwe sposoby szycia, otwieram odpowiedni film i po minucie mam wrażenie, że już wiem, co robić. Wrażenie okazało się złudne, gdy przychodzi do składania wyciętych prostokątów. Niby proste, więc już po godzinnej próbie udaje się przygotować kilka egzemplarzy do zszycia. Wygrzebałam ze schowka maszynę, bohatersko nawlekłam igłę (dziurka zrobiła się jakby mniejsza) i przeszyłam. Po wywróceniu na drugą stronę okazało się, że gumki są w środku. A więc prucie i jeszcze jedna (potem druga i trzecia) konfrontacja z filmem na ekranie komputera. Już wiem, zmieniam, szyję i … znowu to samo. Gdyby się nie udało za trzecim razem, chyba bym poległa. Po siódmej masce kończą się zapasy gumek, przecinam więc szeroką majtkową wzdłuż i bardzo dumna z siebie stwierdzam przy przymiarce, że wszystko się pruje. Jedne gumki są za długie, inne – za grube. Dobrze, że cztery maski dadzą się nosić na zmianę. Pierzemy je i prasujemy po użyciu z satysfakcją osłabianą jedynie opiniami ekspertów, że takie maski (nawet z wkładką) zupełnie nie chronią przed wirusem. Jeden łaskawca przyznał jednak, że mają dobry wpływ na psychikę. Może.