Jestem przekonany, że gromadzenie magnesów na lodówkę jest najpopularniejszą formą zbieractwa, występującą częściej niż cokolwiek innego – zarówno teraz, jak i w przeszłości. Pokusa jest wielka: wystarczy przejść się jakimkolwiek deptakiem turystycznym, by spotkać dziesiątki punktów sprzedających przymocowane do magnetycznej podkładki najróżniejsze wyroby, mające być pamiątką ze zwiedzanego miejsca.
#POKOLENIA
ARTYKUŁY
„Przypominajki” z wojaży – #POKOLENIA 29
Pan Krystyn Płoski, który zgromadził, jak mówi, koło tysiąca tych magnetycznych cudeniek, nie zbiera ich jednak bez określonych reguł.
— Przede wszystkim moje okazy pochodzą tylko i wyłącznie z miejsc, w których byłem osobiście. Zdarza się, że dostaję od kogoś pamiątkę w postaci właśnie magnesu z podróży, ale nie włączam ich do kolekcji. Są eksponowane oddzielnie – mówi. A ponieważ pan Krystyn był w ponad sześćdziesięciu krajach świata, w niektórych wielokrotnie, to i kolekcja jest nie dość, że obfita, to na dodatek bardzo zróżnicowana. Tylko w takiej kolekcji Szwajcaria może sąsiadować z Rosją, czy nawet z Meksykiem. Widzę, że pokazując mi poszczególne okazy, o każdym z nich byłby gotów opowiedzieć historię – czasem zabawną, czasem dramatyczną, jak to w podróżach bywa.
Magnesomaniacy
Tylko grupa „Magnesomaniacy” na Facebooku liczy blisko siedmiuset członków. Niektóre kolekcje mogą imponować mnogością okazów i ich zróżnicowaniem. Pan Krystyn zna dużą część stron kolekcjonerów i komentuje to w następujący sposób: — Z pewnością są ludzie, którzy mają większe kolekcje niż moja. W tej konkurencji startować nie mam zamiaru, ale chętnie wystartuję w zawodach na magnesy przywiezione osobiście i z autentycznych miejsc. Ja mam tylko takie, to znaczy nie kupuję na targowisku, powiedzmy na Kole, magnesów przywiezionych skądś. Za to rozumiem tych, którzy zbierają magnesy tematycznie. Na przykład znam bardzo dużą kolekcję magnesów w kształcie otwieraczy do butelek z najróżniejszych miejsc świata, albo takie, które mają kształt kopulastych cerkwi z różnych krajów prawosławnych. Takie zbieranie wymaga z pewnością sporo zachodu, choć dziś może się odbywać bez wychodzenia z domu. Podróżowanie to jednak coś więcej. Każdy mój okaz ma swoją historię. Oczyma wyobraźni widzę zwiedzane miejsca, czasem nawet kram, na którym moje dany okaz kupiłem. Najbardziej zapadają w pamięć te, które nie dość, że egzotyczne, to jeszcze ich nabycie wiązało się z zawarciem znajomości z kramarzem, potargowania się o cenę itp.
Pytam o to, czy są różnice, a jeśli tak to jakie, jeśli chodzi o regionalne zróżnicowanie magnetycznych pamiątek.
— Zdecydowanie wyróżniające się oryginalnością są pamiątki z krajów afrykańskich: to różnego rodzaju maski, czy figury zwierząt z egzotycznego drewna, albo za takie mające uchodzić. Niebanalne są też magnesy z Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu. Można tam spotkać wyroby rękodzieła z tamtejszych surowców. Niestety, magnesy europejskie nie mogą zachwycać: są trochę sztampowe, za to tanie, bo pochodzą z masowej chińskiej produkcji i są sprzedawane w dużych ilościach. W krajach Ameryki Południowej i Środkowej wykształciły się miejscowe ośrodki produkcji pamiątek, wśród nich także magnesów. Pamiętam bazary w Peru, czy w Boliwii, gdzie kobiety w barwnych strojach, trochę przypominających nasze łowickie, oferowały całe wory takich pamiątek. Wybierało się laleczkę, one natychmiast przyklejały je kropelką i magnes gotowy. Na drugim biegunie można umieścić pewnego twórcę ludowego z Gambii, który z kawałków baobabu rzeźbił na poczekaniu małe cudeńka, sprzedawał je z magnesem, który należało sobie przykleić we własnym zakresie. W każdym razie, samolot wracający z turystami, ma zawsze na pokładzie kilkaset kilogramówmagnesików – żartuje pan Krystyn.
Kreatywność zbieracza
Wiem, że niektórzy robią magnesy samodzielnie. Najczęściej ze zdjęciami członków rodziny lub zwiedzanych miejsc. Znam pewnego podróżnika, który robi sobie selfie na tle zabytkowych budowli, potem je miniaturyzuje, przykleja magnes i takie w pełni oryginalne pamiątki umieszcza na lodówce. Te kupowane są najczęściej zrobione z masy solnej, modeliny, blachy, kaboszonów, czyli na specjalny sposób szlifowanych kamyków, ale także z filcu, tkaniny, no i z plastiku. Ostatnie są zdecydowanie najmniej atrakcyjne, a poza tym szkodliwe dla środowiska – wcześniej czy później taka pamiątka wyląduje jednak w koszu na śmieci, a nie sądzę, by komuś chciało się rozebrać ją i podzielić na kategorie odpadów. Wiele osób ma też problemy z umieszczaniem magnesów na lodówkach, bo obiektów przybywa, a miejsca na lodówkach odwrotnie – blachy jest w nich coraz mniej. Dlatego niektórzy posiłkują się arkuszami blachy przymocowanymi do ściany, bądź tak jak pan Krystyn, specjalną farbą pokrywającą ścianę i przyciągającą magnesy. Czasami twórcy magnesów wykazują się niezwykłą kreatywnością – na przykład widziałem magnes w kształcie sugerującym kontury kraju z napisem „San Escobar”. Zarówno sąsiednie kraje, jak i nazwy miejscowości były wytworem fantazji twórcy. Praktyka wskazuje, że magnesy powstają niemal natychmiast po powstaniu kraju, mamy więc od dawna magnesy Republiki Donieckiej czy Ługańskiej.
— Kolekcja magnesów, ze względu na to, że jest wystawiona na zewnątrz, wymaga pielęgnacji, przede wszystkim systematycznego odkurzania. Oczywiście można by zamknąć je w jakichś gablotach, ale cały urok polega, według mnie na tym, że są stale i w całej okazałości dostępne dla oka – mówi mój rozmówca. — Pamiętam, że kiedy przeprowadzałem się z Woli na Mokotów, więcej pracy niż z meblami było z przeniesieniem kolekcji magnesów. Jej spakowanie, a potem umieszczenie w nowym miejscu zabrało kilka dni, ale dzięki temu żaden okaz poważnie nie ucierpiał. Jasne, że czasem zachodzi potrzeba ponownego podklejenia czegoś, ale to bardzo drobna konserwacja.
Korzystając z okazji, że rozmawiam z tak wytrawnym podróżnikiem, pytam o perspektywy branży turystycznej, o to , czy będziemy podróżowali. — Ograniczenia w przemieszczaniu się kiedyś miną i znów będziemy jeździli po świecie. Może nie po całym od razu, bo pandemia rozwija się różnie, a tempo szczepień jest chyba jeszcze bardziej zróżnicowane między krajami. Pewnie długo jeszcze nie będziemy mogli swobodnie podróżować do Afryki, czy do niektórych krajów Azji i Ameryki Południowej, ale rynek turystyczny wierzy w odbicie, a w zasadzie już się odbija od dna. Nauczyliśmy się żyć z obostrzeniami, wyrobiliśmy w sobie pozytywne nawyki zachowań. Również touroperatorzy przygotowani są na nową sytuację, więc nie widzę większych zagrożeń na dłużej. Nawyk podróżowania wyrobiło w sobie tak wielu ludzi, że ograniczyć się tego nie da.
— A co by pan polecał teraz seniorom, jeśli chodzi o podróżowanie? — pytam. — Proponuję rozpocząć od Polski, gdzie, nawet na Mazowszu, czy na Dolnym Śląsku jest wiele ciekawych miejsc. Dalsze podróże to, jak zwykle Włochy, Grecja, Turcja czy kraje dawnej Jugosławii. Oczywiście, jeśli warunki pandemiczne pozwolą.