Ta dzisiejsza młodzież – Polemika #Pokolenia 45

Morałem książki Madame Antoniego Libery – jednej z moich ukochanych pozycji – jest docenienie czasów, w których przyszło nam funkcjonować. Bez względu, czy ktoś czytał tę powieść 20 lat wstecz czy miesiąc temu, lekcję dostajemy tę samą: by żyć w zgodzie z teraźniejszością. Ludzie mają tendencję do romantyzowania przeszłości. Nostalgia często wybiela nasze wspomnienia i sprawia, że chwila obecna wydaje się straszniejsza, niż naprawdę jest. Dopiero gdy minie parę lat, widzimy, że wcale nie było tak źle, i zaczynamy tęsknić za czymś, co wcześniej krytykowaliśmy. I tak oto wpadamy w błędne koło.

 

Dlaczego o tym mówię? Wychowywałam się z dziadkami i tatą, którzy zawsze znaleźli powód do narzekania. Podczas naszych rozmów najczęściej skupiali się na tym, że ja i brat jesteśmy z tego „gorszego”, bo „dzisiejszego” pokolenia. Nigdy nie podobało im się to, że niechętnie czytałam lektury szkolne lub że czasami wolałam z koleżanką popisać niż się spotkać. Staram się zrozumieć to, co mogli czuć, patrząc, jak bardzo inne było moje dzieciństwo od ich własnego. Ale zmiana jest nieunikniona. Często też niesie za sobą dużo korzyści. Dorastanie w PRL-u na pewno nie było proste. Nigdy nie poczuję tego na własnej skórze, ale, na podstawie opowiadań, książek czy filmów, jestem w stanie jakoś to sobie wyobrazić. Nasze pokolenie, urodzone w wolnej już Polsce, siłą rzeczy będzie inne. Muzyka, sztuka, architektura, technologia. To wszystko dziedziny bardzo podatne na trendy, a te szybko się zmieniają. To rzecz zupełnie ludzka i normalna, że różne pokolenia będą miały swoje własne popularne zespoły, artystów, słynne budowle czy nowe urządzenia.

 

Pamiętam, jak tata mówił, że jego mama uważała, że muzyka, której słuchał, była okropna. Nie rozumiała szału, w który wpadała ówczesna młodzież, gdy słyszała Queen czy Guns N’ Roses. Teraz, patrząc na te zespoły, myślimy, jak kultowe i ważne są dla świata muzyki. Koniec końców babcia pokochała Freddiego Mercury’ego.

 

Myślę, że to naturalne tęsknić za przeszłością. Ja często sama się na tym łapię. Miło byłoby jednak zachować obustronny respekt do tego, jak młodzi ludzie żyją teraz i jak żyli kiedyś. To jednak nie od jednostki zależy, jak świat jest zbudowany. Jednostka dostosuje się do zmian i będzie po prostu funkcjonować – ze smartfonem czy bez. Osobiście czytam dużo klasyków, znam twórczość Dostojewskiego, Nabokova czy Orwella, ale tak samo lubię przeglądać, co do zaoferowania ma mi internet. Jest wielu niezależnych młodych twórców, którzy publikują swoje eseje w wersji internetowej, bo tak mają szansą dotrzeć do większej liczby odbiorców.

 

Często łączę więc tradycję z nowoczesnością i, patrząc na moich znajomych, wiem, że nie jestem w tym sama. Odważę się stwierdzić, że młodzież czyta. Jest to po prostu inna odsłona czytania. Pochłaniamy setki, jak nie tysiące, zdań dziennie. Czytamy twórczość ludzi z internetu. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, to internet ma naprawdę niezliczone zasoby literatury do zaoferowania. I, korzystając z niego na co dzień, nie da się po prostu nie czytać.

 

Co do relacji międzyludzkich naszego młodego pokolenia. Wszyscy ich potrzebujemy, w mniejszym lub większym natężeniu. Ja i moi znajomi staramy się widywać jak najczęściej, ale im człowiek jest, nomen omen, starszy, tym trudniej jest utrzymywać tę samą częstotliwość spotkań. Wtedy właśnie ratuje nas technologia. Jestem bardzo wdzięczna, że przyszło mi żyć w czasach, w których mogę mieć koleżankę, która mieszka w Paryżu lub kolegę z Budapesztu.