Niech cała sala tańczy #Pokolenia 51

Niech cała sala tańczy

Dziewczyna o wielu twarzach i zawodach. Z miłości do życia i tańca – didżejka i wodzirejka. Z pasji, jaką od zawsze była w jej życiu muzyka – animatorka i prezenterka muzyczna. Od 40 lat bawi na parkietach nie tylko warszawianki i warszawiaków. Organizatorka imprez, stylistka i kolorystka. Rozmawiam z Alicją Czerską – kobietą rakietą.

Czy realny przepis na udaną imprezę w stylu „cała sala tańczy” istnieje?

Niestety, nie znam takiego. Czasami na sali jest 40 osób i bawią się cudownie, a czasami jest 100 i trudno jest kogokolwiek zachęcić do tańca. Wiele lat temu miałam właśnie bardzo trudny przypadek na takim sporym weselu. Goście zatańczyli na początku dwa tańce i usiedli, potem długo, długo nic. Po kilku godzinach znowu zatańczyli dwa tańce, usiedli, odbyły się krótkie oczepiny, ponownie dwa tańce i wszyscy poszli do domu. Ta sytuacja była dla mnie niekomfortowa, przyznaję. Jakie było moje zdziwienie, gdy na koniec młoda para przyszła do mnie z podziękowaniami. Okazało się, że ich rodzina i znajomi nigdy nie tańczą na żadnych imprezach! I to, że zatańczyli nawet te kilka razy na ich weselu, to był ogromny sukces. Młodzi nie powiedzieli mi o tym wcześniej, bo obawiali się, że nie będę chciała przyjąć zlecenia. Takie przypadki też bywają.

Funkcjonuje stereotyp, że seniorzy są bardzo wdzięczną grupą do zabawy. Prawda czy fałsz?

Jeżeli tylko mają siłę, to zawsze chcą się bawić, oderwać od rzeczywistości. Z moich obserwacji wynika, że seniorzy to grupa, która np. najdłużej bawi się na weselach, bardzo chętnie chodzą też na potańcówki.

Są czuli na rodzaj muzyki, którą serwujesz?

Seniorzy bawią się przy każdym rodzaju muzyki. Na imprezie, którą niedawno prowadziłam w Centrum Aktywności Międzypokoleniowej „Nowolipie”, bawili się przy wszystkim. Serwowałam Gdzie się podziały tamte prywatki i Macarenę, którą uczyłam ich tańczyć, oraz bardziej współczesne nagrania, np. cover piosenki Krzysztofa Krawczyka Ostatni razzatańczysz ze mną w wykonaniu młodych raperów: Kubańczyka i Tribbsa. Osoba, która prowadzi tego typu imprezę, ma za zadanie sprawdzać, co się podoba – trzeba wyczuć nastroje, nastawienie, przydaje się trochę psychologii. Jeżeli widać, że ludzie są zmęczeni, to należy natychmiast postawić na inny rodzaj muzyki – tak powinien pracować każdy zawodowy DJ. Zasada, że gra się tylko to, co samemu się lubi, tutaj nie działa. Trzeba być otwartym i gotowym na sugestie. Jeśli ktoś podchodzi i prosi o piosenkę Krawczyka, to trzeba mu ją po prostu puścić.

Interakcja z salą jest ważna?

Dla mnie bardzo. Prowadzę tylko takie imprezy, na których zachęcam gości do tańca i animacji tanecznych, organizuję im konkursy, zagadki muzyczne. Oprócz pięknej muzyki musi jeszcze coś się dziać na imprezie. Umiem wyczuwać nastroje ludzi, być może dlatego tak długo udaje mi się pracować w tym zawodzie. W tym roku obchodzę 40-lecie pracy.

Grasz na winylach?

Gram, mam u siebie w Józefowie własny klub Retro Disco Avanti, w którym gram muzykę z płyt winylowych. Mam też szafę grającą, do której dokupiłam 40 popularnych singli. Planuję wkrótce założenie Muzeum Starego Radia – mój mąż się tym pasjonuje. Mamy ok. 200 odbiorników radiowych jeszcze sprzed 1939 r. W muzeum będą też stare magnetofony, magnetofony szpulowe, gramofony – wszystko, co jest związane z muzyką i jej historią. A wracając do pytania, trend na starszą muzykę ma się świetnie – w całej Warszawie w każdym klubie przynajmniej raz w tygodniu gra się muzykę z lat 80.

Droga do bycia DJ-ką była dla ciebie bardzo wyboista?

W 1974 r. była taka dyskoteka w Warszawie, do której czasami chodziłam. Dobrze się uczyłam, więc rodzice pozwalali mi tam bywać, bo wiedzieli, że ciągnie mnie do muzyki. W tym czasie już grałam dobrze na gitarze, śpiewałam w chórze i występowałam na akademiach. Na tej dyskotece grał pewien DJ, u którego potem, już w latach 80., ja zagrałam w jego własnym lokalu. Świat jest mały, a wydarzenia – nieprzewidywalne.

Od wzorowej uczennicy do bycia DJ-ką w wieku 63 lat. To długa droga i chyba pełna przygód?

Za kilka lat napiszę o tym książkę. W trakcie liceum zaczęłam z koleżankami chodzić na dyskoteki –wtedy na topie były „Olszynka” przy rondzie Wiatraczna, „Hybrydy”, „Remont” i „Medyk”. Poznałam tam DJ-ów, którzy pozwalali mi pograć po 30-60 min. Tak wówczas ćwiczyli zresztą wszyscy adepci tej sztuki. Okazało się, że mam dryg do grania, umiem mówić do ludzi i wchodzę w interakcje. Wtedy każdy DJ musiał nie tylko umieć grać – oczywiście z winyli – lecz także prowadzić imprezę.

W 1983 r. odbył się pierwszy ogólnopolski konkurs prezenterów dyskotekowych w klubie „Park” w Warszawie. Na ok. 200 DJ-ów była, oprócz mnie, jeszcze jedna dziewczyna, ale odpadła w eliminacjach. Dostałam się do ścisłego finału – nie dlatego, że byłam dziewczyną, ale dlatego, że miałam bardzo dobrze zmiksowany program. Do finału weszło chyba siedem czy osiem osób. Wygrał Tomek Beksiński, syn Zdzisława Beksińskiego.

W nagrodę otrzymaliśmy po kilkadziesiąt singli do grania, a Tomek Beksiński dostał bodajże gramofon. W 1984 r. wyjechałam do Mrągowa, gdzie zdawałam egzamin didżejski przed ówczesną komisją Ministerstwa Kultury i Sztuki. W składzie pamiętam takie nazwiska, jak: Adam Halber, Janusz Kondratowicz, Marek Gaszyński. W ramach egzaminu praktycznego trzeba było przedstawić 15-minutowy program zmiksowany na płytach winylowych. Potem był egzamin teoretyczny, podczas którego komisja pytała o różne zagadnienia związane z muzyką. Egzamin zdałam i mogłam już legalnie prowadzić imprezy w całej Polsce.

Z didżejowania można się utrzymać?

Nie wiem, czy można się utrzymać, ponieważ ta praca nigdy nie była moim podstawowym źródłem dochodu. Jestem z tych praktycznych. Widziałam, co się stało po stanie wojennym z DJ-ami, którzy pracowali na dyskotekach i w restauracjach – z dnia na dzień stracili źródło dochodu. Dlatego ja od 1978 r. pracowałam na etacie w ministerstwie finansów i nikt nie wiedział, że nocami gram na dyskotekach. Wydało się dopiero wtedy, kiedy zaczęło być o mnie głośno, zaczęli o mnie pisać w gazetach, pojawiłam się w radiu i telewizji. Pracowałam przykładnie między 8.00 a 16.00 na etacie, o 19.00 zamieniałam się w DJ-kę, do domu wracałam o 3.00 w nocy, zamawiałam zegarynkę, taksówkę i o 8.00 znowu byłam w pracy.

To dosyć intensywnie.

Tak, ale starałam się tak robić raczej w piątki i soboty, tylko czasami pracowałam w tygodniu, kiedy trzeba było kogoś zastąpić. W ten sposób udało mi się połączyć pracę z pasją. I tak jest do dzisiaj.

Pamiętasz jakieś zdarzenie, które cię wybiło z rytmu?

Z rytmu wybiła mnie impreza, którą robiłam dla Telekomunikacji Polskiej, gdzie gościem był Zbigniew Wodecki. Przed imprezą dał mi płytę i mówi: „Pani Alicjo, tutaj jest moja płyta z podkładami, ja wchodzę równo o 13.00”. Nadeszła 13.00, zapowiadam go, puszczam nagranie, a jego… nie ma. Robię zatem dobrą minę do złej gry, a on mi wpada jak gdyby nigdy nic pod koniec pierwszej frazy! Potem mi powiedział, że celowo takie rzeczy robi. Dla mnie to był jednak lekki stres. Bardzo mi też utkwiła w pamięci impreza z 2007 r., gdzie miałam już własny dom bankietowy. Występował tam na żywo The Animals z zespołem Smokie, oni się już wtedy połączyli i nazwali się The Legends. Na tej samej imprezie był też zespół Boney M., a The Legends występowali jako gwiazda na żywo. To wtedy usłyszałam ich największe nagranie Dom wschodzącego słońca. Specjalnie dla mnie zagrali też Living The Next Door To Alice. Dla DJ-a to duże wydarzenie spotkać legendy takiego formatu, których utwory grasz na co dzień, i nagle możesz też z nimi porozmawiać.

Masz jakieś osobiste preferencje muzyczne, coś, czego słuchasz w zaciszu domowym?

Nie mam już czasu słuchać, ale na imprezach nasycam się w zupełności muzyką, którą lubię. Jednak jeśli ktoś by mnie spytał o pięć ulubionych nagrań, to będą to: Bez ciebie umieram (Kora), Just Around The Corner (Cock Robin), Stumblin’ In (Chris Norman & Suzi Quatro), Bolero (Fancy), a ze współczesnych bardzo podoba mi się przeróbka piosenki Krzysztofa Krawczyka: Ostatni raz zatańczysz zemną (Tribbs i Kubańczyk).

Co w didżejowaniu jest dla ciebie najtrudniejsze?

Nic nie jest trudne, wręcz przeciwnie – to bardzo miłe uczucie, kiedy idę na imprezę, muszę się ładnie ubrać, umalować, na miejscu są sympatyczni ludzie, którzy przyszli tam też poniekąd dla mnie, a ja daję im radość i przyjemność. I oni mnie zapamiętają.

Każdy może zostać DJ-em czy trzeba mieć jakieś szczególne predyspozycje?

Bezwzględnie trzeba mieć predyspozycje do prowadzenia takich imprez. Gdyby teraz do zawodu dopuszczały te same komisje państwowe, które były lata temu, to 90 proc. obecnych DJ-ów nie miałoby szans. Oni nie zdają żadnych egzaminów, chodzą tylko na kursy, gdzie są uczeni obsługiwania sprzętu i miksowania. Ja prowadzę imprezę czynnie, organizuję konkursy, wychodzę do gości, robię animacje. Jestem po prostu obecna.

Wielu ludzi bardzo chętnie poszłoby na imprezę, potańczyło, ale często mają wrażenie, że te wszystkie potańcówki są na niskim poziomie muzycznym i towarzyskim. Czy mogłabyś polecić jakąś imprezę, może cykliczną, na której ty grasz i której poziom zadowoli najwybredniejszych koneserów?

Nie gram cyklicznych imprez, ale takie dobre miejsca w Warszawie, które mogę polecić z ręką na sercu, to na pewno „Dekada” czy „Hybrydy”.

Bardzo dziękuję za rozmowę i cieszę się, że po raz kolejny trafiłam na fantastyczną i energiczną osobę, pełną pasji i apetytu na życie, która absolutnie nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i dopiero się rozkręca!