Niespieszne działania okołoliterackie #Pokolenia 32

O tym, jak pisać i przy tym publikować powstała masa poradników. Niestety to teoria, która niewiele ma wspólnego z wejściem na rynek wydawniczy. Piszemy prawie wszyscy, choć mało kto myśli, że to pisanie ma jakąkolwiek wartość. Niewielu z nas w związku z tym ma odwagę i niezbędną determinację, by wziąć sprawy w swoje ręce i wydać choć jedną książkę, która, być może, od lat zalega dno szuflady.

Czasami ułatwia to splot wyjątkowo sprzyjających okoliczności, ale z reguły jest to proces długi i dosyć zniechęcający. O tym, jak się nie poddać, co w procesie pisania wspiera i jakie znaczenie na tej drodze mają dobrzy, życzliwi ludzie rozmawiam z Hanną Bilińską-Stecyszyn, autorką bloga „Kobieta domowa”, od którego rozpoczęła się jej „historia wydawnicza”: w dorobku ma cztery książki, w których ukazały się jej teksty, ponadto wiele opowiadań i felietonów w czasopismach.

O pisaniu/malowaniu/podróżowaniu na emeryturze marzy wielu. Marzenia realizuje garstka – w przypadku pisania – powstają teksty do szuflady, w przypadku malowania – landszafty zapełniają domowe ściany. Proces od wyjęcia tekstów z szuflady do jego wydania był u pani trudny i bolesny, czy wręcz przeciwnie?

Przede wszystkim powiedziałabym o nim: długotrwały. Nie tylko z powodu trudności wydawniczych, czyli podsyłania moich tekstów wydawnictwom, czekania na odpowiedź (w większości ich nie otrzymywałam) lub czekania na zakończenie procesu wydawniczego – ten z reguły odbywał się już szybko. „Długotrwałość”  tego procesu to także moja wina – działam niespiesznie, jak gdybym miała program na co najmniej sto lat! Wiem, że to błąd, ale cóż – jedynie gdy mam bat nad sobą, przyspieszam.

Wielu seniorów pisze. To całkiem spora grupa. Czasami są to bardzo piękne, literackie teksty. Jak ich zachęcić, by pokazali je światu?

Zachęcić trzeba niewątpliwie! Dziś seniorzy korzystają z komputera, piszą na forach internetowych, są członkami różnych grup, chociażby na FB. Stąd już prostsza droga, by zaistnieć. Opowiem o swoim doświadczeniu, może to będzie zachętą? W 2013 roku, trochę przez przypadek, znalazłam się na fejsbuku, bo pewna internetowa znajoma, która również próbowała coś pisać, podpowiedziała mi, że istnieje tam „tajna” grupa pisarska i ona właśnie organizuje konkurs na opowiadanie. Stałam się zatem członkiem tej grupy (nosiła wówczas nazwę „Jak minął twój pisarski tydzień?”) i – debiutowałam. Nawet dwoma opowiadaniami, bo istniała taka możliwość. Jedno zwłaszcza znalazło uznanie w oczach jury – a potem już poszło… Kolejne konkursy, kolejne opowiadania i dobre oceny, wreszcie zaproszenie do dwóch projektów wydawniczych – w postaci antologii opowiadań pokonkursowych. Nie muszę dodawać, jak ogromnych emocji doświadcza debiutant i jak to wszystko dodaje skrzydeł i motywacji do dalszych działań! Piszącym do szuflady życzę zatem odwagi, by zrobić pierwszy krok, i – to też bardzo ważne – odrobiny szczęścia oraz spotkania na swojej drodze mądrych, życzliwych ludzi.

Francis Scott Fitzgerald ponad setką odmów wykleił sobie ściany pokoju, a pierwszy tom „Harry’ego Pottera” J. K. Rowling najpierw uznano za powieść zdecydowanie za długą dla dzieci.

Nasi czytelnicy pewnie powiedzą, że wydanie książki w pani przypadku było łatwe: polonistka, wieloletnia blogerka. Pisać może każdy, ale wydawać już nie. Zgodzi się pani z tym stwierdzeniem?

Tak, zgadzam się. Pisać jest łatwiej (oczywiście potrzebna jest odrobina talentu), wydawać już nie. Ale nie trzeba się zrażać. Nawet wielcy pisarze nie od razu trafiali w gust wydawców (podobno Francis Scott Fitzgerald ponad setką odmów wykleił sobie ściany pokoju, a pierwszy tom Harry’ego Pottera J. K. Rowling najpierw uznano za powieść zdecydowanie za długą dla dzieci). Ja swoimi utworami dosyć długo próbowałam zainteresować wydawców, z mizernym skutkiem – w postaci odpowiedzi odmownej lub zupełnego jej braku czy co najwyżej propozycji wydania książki ze współfinansowaniem. Nie skorzystałam. Nie twierdzę, że to złe rozwiązanie, sporo wartościowych książek mogło się dzięki termu ukazać. Są więc różne drogi, trzeba próbować.

Proszę powiedzieć o swoim blogu i o innych aktywnościach pisarskich, które doprowadziły panią do miejsca, w którym się pani znajduje.

Blog zaczęłam prowadzić w 2013 roku. Niestety, nie jestem w tym nazbyt systematyczna. W założeniu bloga pomógł mi syn. Chciałam najpierw publikować swoje powieści w odcinkach (miałam wtedy już jedną w „szufladzie”, drugą pisałam). Ostatecznie – zrezygnowałam z tego pomysłu. Teraz zamieszczam tam opowiadania, również inne moje teksty – recenzje, felietony, wspomnienia. Blog zatytułowałam początkowo Pisarka domowa, potem się zreflektowałam i zmieniłam nazwę na skromniejszą: Kobietę domową. O konkursach fejsbukowych i antologiach już wspomniałam, dodam tylko, że w pierwszej z nich, A wszystko przez tę książkę, znalazło się moje opowiadanie Historia czterotomowa, w drugiej, Nikomu się nie śniłoPowrót. W 2019 r., czyli z okazji stulecia urodzin mojej mamy, „sama sobie będąc sterem, żeglarzem, okrętem”, wydałam biografię pt. Pelunia. Książka ta otrzymała nominację Lubuskich Wawrzynów Literackich, z czego jestem bardzo dumna. A w tzw. międzyczasie szczęśliwy traf połączył mnie z oficyną Silver, czego plonem jest wydana niedawno powieść Wbrew pozorom. Zajmuję się również korektą i redakcją cudzych tekstów, moje własne również ukazują się w paru czasopismach – niedawno zadebiutowałam w „Pegazie Lubuskim”, współpracuję stale z warszawską „Moją Przestrzenią Kultury”, biuletynem „Gubin i Okolice” i z zielonogórskimi „Inspiracjami”. O tych ostatnich szczególnie warto wspomnieć na łamach „Pokoleń”, bo jest to czasopismo UTW, piszą w nim seniorzy!

Wybrane ćwiczenia literackie przytoczone z forum "Pióro Feniksa" :

Napisz swój własny nekrolog. Listę wszystkich osiągnięć w życiu. Możesz napisać tak jakbyś zmarł dzisiaj, albo posłużyć się wyobraźnią i napisać, jakby taki nekrolog wyglądał za 50 lat. Wybierz fragment z książki. Może być ulubiony albo taki, który ci się nie podobał. Przeredaguj i napisz ten fragment w innym stylu np. noir, gothic romance, pulp fiction albo horror. Napisz opis miejsca na 200 słów. Możesz używać do opisu wszystkich zmysłów, oprócz wzroku. Opisz jak ono brzmi, pachnie, a nawet jak smakuje. Spróbuj to tak napisać, żeby czytelników nie ominęły wizualne detale, bez ich opisywania.

Na ile konkurs ogłoszony w 1997 roku w Twoim Stylu „Miesiąc z życia kobiety” ośmielił panią do pokazania swej twórczości światu? Czy takie konkursy mogą znacząco wpłynąć na odwagę publikowania?

To był impuls, by wysłać na ten konkurs fragmenty moich autentycznych „dzienników domowych”. Materiał wszak miałam już gotowy, wystarczyło go tylko wystukać na klawiaturze. I udać się na pocztę. Działałam w pośpiechu i na zasadzie „a co mi szkodzi spróbować” – a potem była ogromna radość, gdy te fragmenty ukazały się w „TS”. Mój przypadek potwierdza zatem tezę, że udział w konkursach pisarskich to dobry kierunek.

Czy szlifowała pani formę na jakichś warsztatach pisarskich? Warto brać w nich udział?

Jedyną uprawianą przeze mnie formą szlifowania warsztatu pisarskiego jest… pisanie. Nie uczestniczyłam w żadnych szkoleniach, kursach pisarskich czy tp., choć wiem, że takowe wielu piszącym pomogły. Prowadzą je przecież fachowcy, znam na przykład osobę, która swoją powieść wydała po warsztatach zorganizowanych przez Wydawnictwo Czarne, ono zresztą opublikowało jej debiutancką książkę.

Istnieje wiele poradników pisarskich. Wśród licznych porad znalazłam i takie:

Napisz swój własny nekrolog. Listę wszystkich osiągnięć w życiu. Możesz napisać tak jakbyś zmarł dzisiaj, albo posłużyć się wyobraźnią i napisać, jakby taki nekrolog wyglądał za 50 lat. Wybierz fragment z książki. Może być ulubiony albo taki, który ci się nie podobał. Przeredaguj i napisz ten fragment w innym stylu np. noir, gothic romance, pulp fiction albo horror. Napisz opis miejsca na 200 słów. Możesz używać do opisu wszystkich zmysłów, oprócz wzroku. Opisz jak ono brzmi, pachnie, a nawet jak smakuje. Spróbuj to tak napisać, żeby czytelników nie ominęły wizualne detale, bez ich opisywania. Stosowała pani? Pomaga? Czy może ma pani własne przepisy na szlifowanie formy pisarskiej?

Co do moich „sposobów”, odpowiem nieco żartobliwie: jedyne ćwiczenia, jakie przez lata stosowałam, były uczeniem pisania wypracowań szkolnych! Im dłużej nasiąkałam belferstwem, tym solidniej traktowałam ten obowiązek, doszło do tego, że sprawdzałam WSZYSTKIE prace moich uczniów. Żeby twory wyprodukowane przez nich miały ręce i nogi, niekiedy trzeba się było sporo „naprzeredagowywać”. Często też różne mądre rady podsuwałam uczniom w sążnistych recenzjach. Ale obserwowałam ich postępy! Tym bardziej więc widziałam sens takiej pracy – a i „szlifowaniu mojej formy” ona chyba dobrze się przysłużyła. To fakt, nie każdy senior próbujący swoich sił na polu literackim był kiedyś nauczycielem języka polskiego. Ale każdy może się wprawiać, robić ćwiczenia redakcyjne, pisać, pisać… Trudno mi się odnieść do pomysłów z poradników pisarskich, bo ich nie stosowałam, lecz niektóre z tu przytoczonych wydają mi się ciekawe i z pewnością byłyby pomocne. A jednocześnie zapobiegające rdzewieniu mózgu! Ja też przecież swoje działania pisarskie nazywam „rozciąganiem mózgu”.

Jaką formę literacką pani poleca jako wprawkę? Od razu powieść? Czy warto ćwiczyć się w krótszych i mniej wymagających formach? Jak u pani to wyglądało?

Sądzę, że to jest sprawa indywidualna. Chyba każdy próbujący pisać zaczyna od tego, co mu najbardziej w duszy gra. Dla jednych będzie to krótkie opowiadanko, dla innych od razu powieść. Ja zaczęłam od powieści, choć z perspektywy czasu widzę, że to był jedynie jakiś twór powieściopodobny, szkielet, który wymagał sporego dopracowania.

Sens literatury polega na tym, by mieć coś do przekazania czytelnikom. Czy ja mam?
Z pewnością chciałabym, żeby tak było…

Czy dobrym początkiem kariery literackiej mogą być wspomnienia, tak, jak to było w przypadku pani Peluni – książki poświęconej pamięci mamy?

„Kariera literacka” to chyba za duże określenie, przynajmniej w odniesieniu do mnie, ale – tak, myślę, że wspomnienia to dobry początek. W moim przypadku pisanie o mamie stanowiło najpierw terapię – pomoc w wypisaniu z siebie traumy po jej odejściu. Z upływem czasu wspomnienia zaczęły się rozrastać, aż przybrały kształt, w jakim ukazały się drukiem.

Gdyby pani miała pani stworzyć tutorial Jak napisać i wydać własną książkę, jak wyglądałyby poszczególne kroki?

Chyba nie potrafiłabym stworzyć takiego tutorialu. Brak mi kompetencji! Wprawdzie prof. Madejski, jeden z jurorów Lubuskich Wawrzynów, który bardzo pozytywnie zaopiniował moją książkę, stwierdził, że wręcz mogłabym prowadzić dla UTW warsztaty z pisania biografii, jednak nie wiem, czy potrafiłabym udzielić prawidłowego instruktażu. Ja przecież uczyłam jedynie pisania wypracowań! Pelunię zaś napisałam sercem. Intuicja mi podpowiadała, co i jak mam pisać, i tak to jakoś samo popłynęło… O, może to jest dobry kierunek: pisać sercem.

Podobno każdy z nas nosi w sobie materiał na jedną książkę. Pani ma ich na koncie już cztery? Ta ilość to kwestia ciekawej czy burzliwej historii osobistej, talentu czy może miksu obydwu?

Już jako młoda dziewczyna znałam tę maksymę, że każdy w sobie nosi… itd. Czym jednak miałabym wtedy wypełnić tę książkę? Smutkami z powodu problemów z matematyką? Egzaltacjami wciąż się w kimś zakochującej zakompleksionej nastolatki? Moja książka dojrzewała wraz ze mną, aż, przynajmniej w części, „stała się ciałem” bo przecież Pelunia jest również książką o mnie. O zwyczajnym życiu zwyczajnych kobiet, bez żadnej szczególnie burzliwej historii osobistej. A jednak, jak dowodzą reakcje czytelników, jest w niej to „coś”. Mam pewną łatwość pisania, ale czy można nazwać ją talentem? Nie mam odwagi tak myśleć. Sens literatury polega na tym, by mieć coś do przekazania czytelnikom. Czy ja mam? Z pewnością chciałabym, żeby tak było…

Skąd czerpie pani pomysły? Czy coś inspiruje panią literacko w szczególny sposób?

Poza biograficzną Pelunią wszystkie moje utwory to fikcja literacka taka „stąpająca po ziemi”, bez kosmicznych odlotów. Postacie, fabuły itd., choć wymyślone, są „z życia wzięte”.

Jest pani w trakcie pisania kolejnej książki? Jeśli tak – zdradzi nam pani co to będzie?

Są dopiero pewne przymiarki. O książkowych nic jeszcze nie powiem. Pozostałe dotyczą krótszych form, np. naczelny „Inspiracji” już mnie ponagla… Lecz na razie jestem tak zajęta korektą cudzych tekstów, że własne pozostają głównie na etapie pomysłów i z utęsknieniem czekam na tę chwilę, kiedy będę mogła je przyszpilić i zapisać, zanim uciekną mi z głowy.

Mówi pani o sobie: jestem pisarką? Czuje się nią pani?

Nazywam siebie kobietą piszącą, nie czuję się pisarką. Jeśli mówię tak o sobie, to jedynie żartem. Ale – nie będę się krygować! – sprawia mi coraz większą przyjemność, gdy ktoś mówi tak o mnie.

HANNA BILIŃSKA-STECYSZYN – kobieta „wielofunkcyjna”. Żona, matka, babcia, eksbelferka, obecnie tzw. emerytka aktywna. Mieszka w Lubniewicach (woj. lubuskie), w arkadyjskim miejscu w pobliżu trzech jezior i nad „własną” rzeczką, którą nazywa Arianką. Zodiakalny Rak; zawsze kochała wodę i spływy kajakowe (dziś już bardziej teoretycznie niż w praktyce). Swoje marzenia o pisaniu w pełni zaczęła realizować na emeryturze. Cieszy ją każdy tekst, który wyszedł spod jej ręki i trafił do czytelników, lecz głównie pisze po to, żeby jak najdłużej chronić mózg przed rdzewieniem.