Po prostu słucham ludzi – #POKOLENIA 23

Kto to jest coach relacji?

Coach relacji to taka osoba, która pomaga ludziom mającym coś do przepracowania, czyli pracuje na zasobach. Ja jestem jednak bardziej swatką – coachem jestem dopiero od roku. Jak przychodzi do mnie ktoś, jak do swatki, to sprawdzam, czy jestem w stanie pomóc, czy ta osoba jest otwarta na nową relację, związek. Pomagam w oparciu o swoja wiedzę i doświadczenie, ale jeśli widzę, że dzieje się coś poważniejszego, to odsyłam taką osobę do psychologa, z którym współpracuję.

Jak długo zajmuje się pani swataniem?

Pracę swatki zaczynałam od wieczorków zapoznawczych. Przychodzili na nie starzy i młodzi, chociaż seniorzy, wtedy, 7 lat temu, rzeczywiście przeważali. Nie miałam wówczas pojęcia, skąd wziąć bazę klientów, więc sama zdjęłam obrączkę i pochodziłam po biurach matrymonialnych – pobawiłam się w tajemniczego klienta. Po tych wizytach wiedziałam, że ja będę to robić inaczej, ale nie chciałam się wiązać z żadnym biurem. Dlatego na początek postanowiłam zrobić wieczorek zapoznawczy. Było 40 osób w wieku od 40 do 70+. I od razu połączyła się pierwsza para: Ewa i Piotr. Obydwoje koło 50 lat. Są razem do dzisiaj. Bardzo długo robiłam te wieczorki, chyba przez pięć lat, i rzeczywiście dużo na nie przychodziło seniorów, nawet urywali się ze spotkań z wnukami, byle tam być.

Jak jest mediana wieku pani klientów?

To się zmienia. Teraz największą grupę klientów stanowią ci z przedziału 30-60 lat. To zdecydowanie największa grupa, choć ogólnie mam klientów od 22 do 87 roku życia. Ci seniorzy, którzy przychodzą, to są ludzie bardzo aktywni, energiczni, którym chce się żyć i z reguły nie wyglądają na swoje lata. Mój najstarszy klient jest niezwykle zadbanym starszym panem, ma 87 lat, prowadzi samochód. Seniorzy są bardzo wdzięczną grupą. Lubię z nimi pracować.

Swatka – to takie staroświeckie, kojarzy się przymusowym łączeniem w pary. Jak odczarowuje pani to słowo?

Przede wszystkim cały czas przekonuję do tego słowa moich klientów. Swatka kojarzy się z osobą starszą, krążącą gdzieś na prowincji. Pamiętam, że kiedyś, na początku, jak przychodzili do mnie klienci, to pytali: „Gdzie ta swatka?”. I mimochodem rozglądali się za starszą panią. I kiedy im mówiłam, że to ja, to podchodzili do mnie z nieufnością. Nie byłam dla nich na początku wiarygodna. Mówili: „Dziecko, co ty wiesz o życiu”, ale się przekonali na tych wieczorkach zapoznawczych, że jestem w porządku.  Od początku też ich edukowałam.  Kiedyś próbowałam nazywać się konsultantką, coachem, ale szybko z tego zrezygnowałam – doszłam do wniosku, że chcę być swatką właśnie! Tłumaczę, że przecież jak boli ząb, to idziemy do specjalisty, do dentysty. A tu, w kwestii relacji, ja jestem specjalistą i po prostu znajduję parę! Niestety, sama procedura wciąż jest obarczona negatywnym stereotypem, bo dla wielu ludzi oznacza, że skoro muszą szukać pary u swatki, to są jakimiś nieudacznikami. Jeszcze większy problem mają z tym młodzi ludzie, a w każdym razie – młodsi. Bo tu są już często pieniądze, sukces zawodowy i kiedy czasami przyjeżdżam do nich, denerwują się, są sami na siebie źli, że muszą korzystać z takich usług. Ale po dłuższej rozmowie ja im tłumaczę, że w innych krajach taka instytucja swatki od dawna z sukcesem funkcjonuje i to jest w porządku, to się uspokajają. Teraz mogę nawet powiedzieć, że ten zawód zaczyna być modny. Kiedyś, w Olsztynie, zostałam zaproszona do domu kultury na spotkanie poświęcone ginącym zawodom. I organizatorzy obawiali się, że na koniec zapadnie cisza. A okazało się, że gadałam przez trzy godziny, straciłam głos zupełnie, bo ludzie mieli tyle pytań, że nie nadążałam
z odpowiedziami! Zwłaszcza ludzie starsi – ci pytali najwięcej.

Mój najstarszy klient jest niezwykle zadbanym starszym panem, ma 87 lat, prowadzi samochód.

 

Skąd moda na usługi swatek i biur matrymonialnych w dobie setek aplikacji randkowych?

Są badania, które wykazują, że na tych portalach tylko 5 proc. ludzi znajduje swoich partnerów. One nie łączą ludzi, tylko działają komercyjnie i są nastawione na sukces biznesowy przede wszystkim. Nie mówiąc już o tym, że zwłaszcza starsze osoby razi bardzo i uprzedza proponowanie seksu na tych portalach, bo przecież to się zdarza bardzo często. Poza tym, jak jest duży wybór, to tak naprawdę jakby go nie było. Ja mam po prostu innego klienta. Mam np. osoby publiczne, które nie mogą się ujawnić na portalu, pokazać zdjęcia, osoby niecyfrowe, starsze oraz takie, które preferują jednak kontakt osobisty. Takie, które zraziły się, korzystając z tych portali i które szukają po 10 i więcej lat. Poza tym przeżywamy teraz renesans wszystkiego, co oparte jest na relacji, kontakcie osobistym –  relacja z drugim człowiekiem staje się bezcenna.

Kogo szukają seniorzy?

Bardzo różnie. Wdowcy szukają wdów, zwłaszcza jeśli są wierzący i praktykujący. Względy religijne są wówczas bardzo ważne – oni chcą razem chodzić na cmentarz, pielęgnować pamięć o byłych małżonkach, ale też znaczenie ma rodzina. Wierzący panowie, oprócz wdów, akceptują czasami też panny. Rozwódka jest na szarym końcu, chyba że ma możliwość zawarcia ślubu kościelnego, bo w tej grupie są osoby, które chcą sakramentu. Natomiast rozwiedzionym jest obojętnie, czy poznają wdowca, singla czy rozwodnika. Rozwiedzeni są najbardziej liberalni. Trochę problem jest z pannami, panowie często się zastanawiają, dlaczego nigdy nie wyszły za mąż. Chociaż ja patrzę na to z zupełnie innego punktu widzenia, bo znam takie historie, kiedy zakochana panna została zostawiona tuż przed ślubem i nie chciała już potem żadnych związków, opiekowała się rodzicami i dopiero jak zmarli, dała sobie prawo do miłości. Czasem taka panna była w związku nieformalnym przez 20 lat. To są bardzo różne, często trudne, historie i nie wolno wszystkich wrzucać do jednego worka. Seniorzy są przede wszystkim bardzo samotni. Samotność w tym wieku zdecydowanie bardziej boli. Często zostali sami w swoich domach jednorodzinnych, dzieci mieszkają za granicą, a oni nie mają nawet z kim porozmawiać. Szukają po prostu bliskości. Chcą mieć z kim wypić rano kawę. Pomilczeć, przytulić, się, porozmawiać, pojechać na wycieczkę, pójść na spacer. Jest taka grupa klientów – i to w wieku senioralnym – która, proszę uwierzyć, nigdy nikogo nie kochała! I teraz mówią na koniec życia: „Pani Aniu, ja już nie chcę czekać dłużej. Chcę się tylko cieszyć życiem”. Kobiety często nie chcą ślubu, chcą przyjaciela, kogoś, kto nawet nie będzie z nimi mieszkał, ale będzie ich towarzyszem w codzienności.

Przychodzi do pani człowiek i ma pani już takie doświadczenie, że łączy go pani z kimś w myślach niemal w pierwszych minutach spotkania? Na tyle dobrze zna pani swoich klientów?

Tak, oczywiście! Kiedy zaczynam z kimś rozmawiać, pytam o zainteresowania, plany na przyszłość, nawet, jak widzę tę osobę online, to już te puzzle mi się w głowie układają… Wyłapuję już teraz wiele rzeczy, także te, a może przede wszystkim te, o których ta osoba mi nie mówi. Miałam taka panią, która wędkowała, mało która kobieta to robi, a ona wędkowała i była bardzo energiczna, no i miałam takiego pana, co też wędkował, ale potrzebował inspiracji – i ich oczywiście połączyłam! Ale to możliwe jest tylko wówczas, kiedy mam w bazie odpowiedniego człowieka, a nie zawsze tak jest. Liczy się oczywiście doświadczenie, ale wciąż uczę się wiele o moich klientach i sprawia mi to ogromną satysfakcję i frajdę.

Seniorzy są przede wszystkim bardzo samotni. Chcą mieć z kim wypić rano kawę. Pomilczeć, przytulić, się, porozmawiać, pojechać na wycieczkę, pójść na spacer.

Jak to jest z tym wyglądem – liczy się czy nie? Na starsze lata fizyczność ma mniejsze znaczenie? Prawda to czy raczej nasze pobożne życzenie?

Ha, ha. Tak, zwłaszcza starsi panowie mówią do mnie: „Pani Aniu, liczy się wnętrze”. I ja to bardzo szybko weryfikuję. Pokazuję im zdjęcia i nagle, mimo że pani miała być niepaląca, ta paląca okazuje się idealna, bo jest atrakcyjna! (śmiech) Podobnie z kobietami z dzieckiem – nagle okazuje się, że pan, który szukał tylko bezdzietnej, nawet i dziecko przełknie, jeśli kobieta mu się fizycznie podoba! I ja nie mówię, że wygląd jest najważniejszy, ale i kobiety, i mężczyźni zwracają na niego uwagę. Paniom bardziej zależy na tym, by mężczyzna był zadbany i wtedy nawet nie musi być przystojny. Panowie zdecydowanie bardziej zwracają uwagę na wygląd i figurę. Niektórzy zaznaczają, że interesuje ich kobieta puszysta, ale oczywiście zadbana. Jeżeli ktoś dba o siebie i szuka partnera, to ma większe szanse.

Sugeruje pani, by na przykład zmienić coś w wyglądzie?

To trudne. Nie zawsze mogę powiedzieć, zasugerować coś wprost w tej materii. Dlatego pisze poradniki. To tam padają proste porady typu: zmień sposób ubierania, warto stosować perfumy, idź do fryzjera, weź prysznic chociaż raz dziennie. Tam nie urażę nikogo. W cztery oczy jest to znacznie trudniejsze, choć czasami udaje mi się coś delikatnie zasugerować. Im bardziej świadomy jest klient, tym bardziej jest zadbany. Panie często po pierwszych randkach mówią: „On jest taki nieogarnięty pani Aniu, on potrzebuje kobiecej ręki”. Na pewno panom mówię, że na randce mają płacić za partnerkę. Kobiety w ten sposób widzą, jaki mężczyzna ma stosunek do pieniędzy, czy nie jest chytry. Nie chodzi o to absolutnie, że nie stać tych pań na restaurację, tylko o to, z kim mają do czynienia. Starsi panowie obruszają się, jak im to sugeruję, bo oni to traktują jako oczywistość. Oni jeszcze często na randkę przyniosą kwiaty, bombonierkę i kobieta jest wniebowzięta.

Czy zdarzają się często takie sytuacje, że przychodzi do pani ktoś, kto poluje na dobrą partię?

Oczywiście. Miałam taką panią, która kiedy do mnie trafiła, żyła na bardzo wysokim poziomie. Kiedy zmarł jej ostatni czwarty mąż, przyszedł komornik i ona sama znalazła się w ciężkiej sytuacji finansowej. Powiedziała mi, że nie ma wyjścia: albo pojedzie pracować do Niemiec, albo znajdę jej kogoś z zasobnym portfelem. Jednocześnie dodała, że ze swojej strony da wszystko temu mężczyźnie. I to, choć może nie miało wiele wspólnego z miłością, było bardzo uczciwe. Oszczędziło mi czasu. Panowie byli poinformowani. Pani szukała półtora roku, ale znalazłam jej partnera 10 lat starszego, 80-letniego Niemca. Bezdzietny, zamożny. Ona zadbana, piękna. Są już pięć lat razem. Ślub wzięli w Belgii. Sprawa od początku była transparentna. Ale to jest rzadkość. Z reguły sprawę zaciemniają kobiety, mówią, że pieniądze nie mają znaczenia, a finalnie pytają na randkach, ile mężczyzna ma emerytury, ile zarabia itp.

Kiedy widzę, że ludzie są szczęśliwi, kiedy zmienia się czasami całe ich życie, to czuję się lepszym człowiekiem, bo wiem, że zrobiłam coś dobrego.

Seniorzy ukrywają przed swoimi dziećmi fakt, że do pani przychodzą?

To zależy. Są seniorzy których przyprowadzają rodziny, ale więcej jest takich, którzy ten fakt ukrywają. Nawet jedna z moich klientek miała zabronione przychodzenie do mnie A i tak przyszła. Potem przyjechała do mnie córka, która znalazła umowę i była oburzona, bo przecież mama ma 70 lat i dobrą emeryturę po tacie. Zazwyczaj niestety chodzi o pieniądze. I to jest smutne. Część seniorów nie przyznaje się dzieciom do wizyt u mnie właśnie z tego powodu.

Gdyby pani miała dokończyć: Najbardziej urzekła mnie historia…

To byłaby to historia Edeltraudy i Rudolfa. Pan Rudolf przyjechał z Niemiec, stracił gdzieś po drodze prawo jazdy i zażyczył sobie bym do niego przyjechała, bo znalazł moje ogłoszenie w gazecie. No więc przyjechałam. Miał kilka warunków: kobieta powinna na randkę przyjechać do niego, co samo w sobie było ogromną trudnością i ma mieć prawo jazdy, bo on ma dwa nowe samochody w garażu, a sam prawo jazdy stracił. Pan niezmiernie sympatyczny, przemiły, 71 lat, trzy miesiące wcześniej pochował partnerkę.  Byłam trochę zaskoczona. Pokazałam mu panią  Edeltraudę – od razu mu się spodobała. Ale zastanawiałam się co wymyślę, jak ją przekonam, by pojechała na randkę do niego do domu. Zgodziła się pod jednym warunkiem – że będę pod telefonem przez cały czas trwania randki. Zwyczajnie obawiała się, że pan jej coś zrobi. No i jak pojechała, to ja cały czas w nerwach czekam na telefon. A ona napisała mi tylko, że jest ok i cisza. Więc dzwonie następnego dnia z samego rana – nie odbiera. Przestraszyłam się, bo nigdy wcześniej nie zdarzyła mi się taka sytuacja. Zadzwoniłam do pana Rudolfa, a on mi mówi: pani Aniu, wszystko  dobrze, chce pani Edeltraude do telefonu? Zdębiałam. I nieźle się uśmiałam.

Jakie miejsce zajmuje seks w tych poszukiwaniach partnera?

Mam w swojej ankiecie takie pytanie. O seks właśnie. Pytam, zarówno kobiety jak i mężczyzn o to czy są sprawni seksualnie.  Mnie to skraca drogę, a to przecież jednak jest dosyć krępujące pytanie na randce. A ja,  jako swatka mogę przecież pytać o wszystko. To kobiety, i to z grupy 60 plus, kazały mi to pytanie w ankiecie zamieścić. Bo to jest bardzo ważna dla nich część relacji.

Ile par udało się pani szczęśliwie połączyć?

Ja już tego nie liczę tak dokładnie, ale ponad 300 na pewno. O tylu mniej więcej wiem.

Co najbardziej pani lubi w swojej pracy?

Najbardziej, choć zabrzmi  to banalnie, lubię pomagać ludziom. Pochodzę z niezamożnej rodziny i chciałam kiedyś pracować w opiece społecznej. Ale potem stwierdziłam, że jednak  system opiekuńczy jest  zbyt opresyjny. A tutaj, kiedy widzę, że ludzie są szczęśliwi, kiedy zmienia się czasami całe ich  życie, to czuję się lepszym człowiekiem, bo wiem, że zrobiłam coś dobrego. Poza tym ciągle się rozwijam, uczę się ludzi, relacji. To dzięki ludziom nauczyłam się najwięcej. Oni mi często nawet  sami doradzają. Tak po ludzku i biznesowo. A ja ich po prostu słucham.